“Powrót do tamtych dni”, czyli podróż w czasie do lat 90. Trudna podróż.
CZYTAJ WIĘCEJ O:
RECENZJE FILMÓW I SERIALI
Wtedy nikt nie mówił, że palenie szkodzi, a niemieckie pornosy stanowiły największy skarb niemałych blokowych meblościanek – ukrywane na najwyższych półkach o opisach dla niepoznaki. Pamiętasz ten świat? Wtedy ortalionowy dres był synonimem lux-wygody, a wzorzyste krawaty i kolorowe cienie na powiekach zdobiły elegantów na domówkach szczodrze zakrapianych Żytnią. Walkmany, kolejki przed wypożyczalnią VHSów i jeansy z PEWEXu… “Powrót do tamtych dni”, czyli nowy film Konrada Aksinowicza, to właśnie niemały powrót do tamtych czasów.
Trudna podróż – trudne czasy
Kiedy Janusze zachłyśnięci amerykańskim snem o kolorowych ciuchach, białych adidasach, filmach na życzenie rozkręcali swoje małe-wielkie biznesy, na tym łez padole rozgrywały się prawdziwe dramaty. No trzeba przyznać, że to były przecież te niechlubne momenty w naszej historii, kiedy formowały się pierwsze polskie grupy mafijne, kiedy maluchem można było wybrać się w pierwszą zagraniczną podróż do Złotych Piasków, czy zaznać odrobiny egzotyki kupując kilogram pomarańczy.
Właśnie w tych czasach rozgrywa się bardzo osobisty film Aksinowicza z absolutnie życiowymi rolami Macieja Stuhra i Weroniki Książkiewicz. To historia o pandemii tamtych lat, pandemii alkoholizmu, która o solidnych fundamentach z poprzedniej epoki, w latach 90. osiągała swoje apogeum. To ekranizacja strachu, wstydu, wielkiej niepewności, bólu i koszmaru tamtych lat. Film mocny, trudny i prawdziwy — o emocjach, które wtedy przesiąkały nas wszystkich i kształtowały-hartowały na nowy start w lata dwutysięczne.
To kolejna, ale tym razem bardzo wiarygodna psychoanaliza DDA. W końcu… to film, który najłatwiej byłoby schrzanić, temat, który ot tak można strywializować, ale tymczasem, to jeden z najlepszych polskich filmów ostatnich lat, co na swoim fanpage oświadczył Jakub Żulczyk, który od 6 lat uprawia trzeźwy alkoholizm, więc co-nie-co tematu liznął.
Wrocław jak miasto Twoje i moje
Film w całości nagrany został we Wrocławiu, skąd pochodzi reżyser, ale przestrzeń, która została nam zaprezentowana, w latach 90. była wszędzie. Szare, monumentalne blokowiska, zaniedbane przestrzenie, budy, blaszaki i garaże. Te obrazy niosą ze sobą katharsis. Dodaj do tego emocje towarzyszące dorastającemu dziecku, które w przyspieszonym tempie musi ogarnąć świat dorosłych.
Rozejrzyj się, a wciąż zobaczysz i te historie, i te przestrzenie. Po 20 latach, w wielu rodzinach tli się ogień tamtych dni, wracają wspomnienia, wracają koszmary.
Film o takich prawdziwych nas
Chcemy widzieć w nas tę silną husarię, altruistyczne postawy powstańców, czy przelewających za ojczyznę krew żołnierzy. Tymczasem jesteśmy zachlaną, rzygającą hołotą, albo zacietrzewionymi szarymi myszkami. “Powrót do tamtych dni” jest perfekcyjną diagnozą nas z lat 90, ale dziś wciąż tak bardzo aktualną. Lustrzanym odbiciem… uciemiężonej i zastraszonej matki-polki i bawidamka, którego kochają wszystkie ciotki, a który własnej żonie zgotował na chacie piekło, czy w końcu jest lustrzanym odbiciem dzieci, które muszą wykazać się postawą dojrzalszą, niż ci, którzy powinni je wychowywać.
Po seansie przypomniały mi się te wszystkie alko-anegdotki Paczesia o chorym tatusiu, który latem chciał zabrać syna na urodzinowe sanki, czy podróż maluchem do babci, gdzie po drodze na stacjach wzbogacał swoje wnętrze o przekiśnięte oranżady. Od razu pojawiło się też wspomnienie mocnego “Zabawa, zabawa”, czy “Pod mocnym aniołem”… Przypomniały mi się też poranki trwające do późnej nocy z mojego osiedla, czy te wszystkie trudne historie, które każdy z nas tak dobrze zna.
Puenta? Wnioski? Nastrój? “Powrót do tamtych dni”, który docelowo miał być Powrotem do Legolandu niesie ze sobą też nadzieję, że jutro będzie lepiej i cenną lekcję, że warto zawalczyć najpierw o siebie. Czy warto?
Film od 10 grudnia jest w kinach – warto!