Piekło to inni, Piekło to my. Nieważne jak się staramy, od niektórych grzechów czy niedopatrzeń z przeszłości nie uciekniemy. Będą nas nawiedzać w najmniej spodziewanych momentach. I nie odpuszczą, zwłaszcza gdy poczują krew.
Prawdopodobnie nie zwróciłbym uwagi na Przebudzenie dusz, gdyby nie pewna grupa na Facebooku, gdzie jakaś dobra duszyczka podsunęła intrygująco zmontowany zwiastun. I chociaż antologie to nie mój konik – kupił mnie Martin Freeman oraz Andy Nyman (którego kojarzyłem z produkcji W domu zombie, najlepszego miniserialu z żywymi trupami, jaki kiedykolwiek obejrzycie) i oniryczny klimat.
Splatające się ze sobą opowieści śledzą poczynania profesora Goodmana, parającego się demaskowaniem oszustów podających się za media i innych paranormalnych hochsztaplerów. Od guru z czasów młodości psor dostaje przesyłkę z trzema niewyjaśnionymi przezeń sprawami. Psor, chociaż Żyd z dziada pradziada, zajmuje się profesją raczej do Żyda nieprzystającą. Trudno go polubić, bo w niczym nie przypomina typowego antagonisty kina grozy. Nie musi walczyć o przetrwanie swojej rodziny, o swoją duszę tudzież legion cudzych, ani o integralność cielesną czy poczytalność umysłową. Nieco zahukany i ciapowaty, daje z siebie wszystko, żeby połączyć rwące się wątki spraw przekazanych mu przez idola. Co prowadzi do nieco już przez kino grozy ogranego, ale niespodziewanego grande finale.
To nie jest tak – z mojego punktu widzenia – że twórcy Przebudzenia dusz bronią pretensjonalnej szmiry i wycierają sobie gęby parafrazowanym przeze mnie Sartrem.
Widać, że w rupieciarni horroru czują się jak u siebie w domu. Znają wszystkie jego klisze (włącznie z tak wyblakłymi, że ledwo co na nich widać). Czują bluesa, wiedzą, jakie pisarskie i realizatorskie zabiegi w horrorze działają, a jakie widz puści płazem. Jeśli rzeczony widz miał jakieś pojęcie o horrorze, dało to ciekawy efekt. Grozy w filmie Nymana i Dysona nie ma za wiele. Cytując redaktora jednego z polskich serwisów filmowych, Przebudzenie dusz to kino atmosfery. Dodam, że chwilami tak nieprzyjemne, że atmosferę można ciąć piłą łańcuchową. Napięcie jest prawie perfekcyjnie podkręcane. Aż się czeka na przeskok pioruna z klatki filmowej, a powietrze w płucach nabiera ciężaru wody. Historie są tak napisane, że pomimo (względnej) ciągłości przyczynowo-skutkowej ogląda się je jak senne majaki. O ile nie wyczekujecie kolejnej części Piły czy Hostelu, niektóre z nich być może zostaną wam na długo pod powiekami, gdy późną nocą będziecie się bić z myślami. Czasem jeszcze podobnie zaplącze mi się 1922, bardzo dobra adaptacja prozy Kinga, która raczej nigdy nie dorówna statutem Lśnieniu Kubricka, ale wywołująca u widza podobny dyskomfort.
Opóźniona gratyfikacja i skupiony, wyrobiony widz to kluczowe frazy, które trzeba mieć z tyłu głowy, żeby nie wyjść z kina z poczuciem zmarnowania czasu. Niedzielnego kinomana i horrormaniaka-pozera Przebudzenie dusz znudzi.
Oglądaj film Przebudzenie dusz w serwisie Chili >>
Przebudzenie dusz (2017) (tytuł oryginalny: Ghost Stories)
Werdykt
Zabawa ikonografią kina grozy dla widza, który ma o grozie jakieś pojęcie.