Marvel Studios zrobiło sobie piękny prezent na dziesięciolecie istnienia. To ich największy i najważniejszy, póki co, film. Czy najlepszy? Żeby nie rozczarować się Avengers 4 – mam nadzieję, że nie.
Oh boy, what a time to be alive. Pompowana przez MCU od dziesięciu lat bańka nie dość, że nie pęka, to okazuje się wcale nie być bańką, tylko solidnie rozbujaną przez Kevina Feige kulą do wyburzania. Gdy w końcu wycelował, wszystkim opadły szczęki.
To jest najlepszy dotychczasowy zwiastun produkcji Marvel Studios. Jeśli sądzicie inaczej – I DEMAND A TRIAL BY COMBAT!
Nie umiem w komiksy. Nie czytam żadnych poza nowymi numerami serii Batman – Detective Comics. Bycie batfanem od pseckola zobowiązuje. Nie uważam tego medium za upośledzone czy gorsze od innych w jakikolwiek sposób. Po prostu nie trafia do mnie taki sposób prowadzenia narracji. Za to prawie na pamięć znam większość klasycznych seriali animowanych Marvela, a dzięki paru świetnym kanałom na YouTube (między innymi WhatCulture Comics, który jest nie do przecenienia) jestem całkiem na bieżąco z tym, co w trawie piszczy i co oglądam w scenach po napisach, i co widziałem w Wojnie bez granic.
Poza Thanosem, scenarzyści nie poświęcają wiele miejsca na character development. I bardzo dobrze, bo wszyscy już bardzo dobrze znamy te postaci, ich przywary i wiemy, na co ich stać. Każdy z bohaterów jest napisany i zagrany tak, że nie ma w tym ani nuty fałszu. Jedyne małe zgrzyty to Wanda Maximoff gubiąca europejski akcent. Wydawać też mogłoby się, że niektóre starsze postaci dostały za mało czasu ekranowego. Z drugiej strony, każdy z nich ma za sobą co najmniej jeden film poświęcony tylko im, więc to mnie aż tak nie uwiera, bo już ich dość dobrze znam. Bardzo dużo dowiadujemy się o Thanosie. Josh Brolin spokojnie mógłby go grać bez motion capture. Emocje i zawahania widać w jego twarzy i ruchach – on nie gra Thanosa, on JEST Thanosem. Dla mnie szalony tytan to najjaśniejszy punkt filmu. To, co robi, jest straszne, okrutne i niewybaczalne – zwłaszcza dla widza – ale jest to wewnętrznie na tyle spójne i logiczne, że go rozumiemy. Jest przekonany, że robi coś dobrego i zdajemy sobie sprawę, że żeby dopiąć swego, to Thanos poświęca najwięcej.
Prawie mi go żal.
Dwie i pół godziny brutalnego rollercoastera – tak określiłbym dzieło braci Russo.
Część wątków rozpoczętych przez wszystkie poprzednie osiemnaście (!) filmów zostaje domknięte na dobre, część nowych przygotowuje nas na to, co zobaczymy w kontynuacji Avengers: Wojna bez granic.
Jeden szok za drugim, akcja goni akcję. Herosi działają tak, jak możemy się tego spodziewać, znając wcześniejsze filmy z ich udziałem. Każdy gimmick i dowcip jest idealnie trafiony i zaraz kontrowany, niekoniecznie przez tempo. Jak na PG-13, Wojna bez granic to bardzo ciężki i mroczny film. Ale też wizualny majstersztyk. A pojedynek Starka i Strange’a z Ebony Maw, prawą ręką Thanosa, to moja ulubiona scena w filmie. Chociaż scenariusz pędzi na łeb na szyję, nic w nim nie wydaje się wymuszone i biorąc pod uwagę tempo wydarzeń, idealnie balansują się humor, akcja i dramaturgia.
Gdyby powołanie do życia monumentalnego, kipiącego życiem filmowego uniwersum to było mało, niejako przy okazji Marvel Studios udało się coś jeszcze. Producenci zebrali do tych filmów naprawdę imponującą obsadę, także do ról epizodycznych. Robert Downey Jr, Anthony Hopkins, Samuel L. Jackson, Glenn Close, Michael Douglas, Cate Blanchett – i ta lista cały czas rośnie. Jasne, ważnym czynnikiem są tutaj pieniądze, ale wierzę, że aktorów przekonuje też ogrom i jakość tych historii. Widzowie słabiej zaznajomieni z komiksami chcą wiedzieć, jak ta opowieść się skończy… co zaowocuje kolejnymi świetnymi filmami (studio ma plan na dwadzieścia nowych produkcji), kolejnymi angażami aktorskiej śmietanki i kolejnymi buldożerami miażdżącymi kolejne rekordy przychodów. Heavy breathing intensifies.
Wojna bez granic to Komiksowy Film Ostateczny, który dla zakończenia Trzeciej Fazy Marvel Cinematic Universe (przed nami jeszcze Ant-Man i Osa, Captain Marvel i Avengers 4) stawia poprzeczkę niebotycznie wysoko. Zmienia praktycznie wszystko w tym filmowym krajobrazie i jeśli studio nie pójdzie na łatwiznę, to najlepszy i najciekawszy film od Marvela dopiero przed nami.
Oglądaj film Avengers: Wojna bez granic w serwisie Chili >>
Avengers: Wojna bez granic (2018) (tytuł oryginalny; Avengers: Infinity War)
Ocena końcowa