Pierwszy raz o Eltonie Johnie usłyszałem, gdy kina i serca widzów zdobywała animacja Disneya Król Lew. Miałem chyba dziesięć lat. A jednak, chociaż Elton John był dla mnie tylko panem, który śpiewa na soundtracku do Króla Lwa, to byłem bardzo ciekaw Rocketmana. Potrzeba mi było czegoś na pocieszenie po Avengers: Koniec gry. I tutaj coś takiego dostałem… w pewnym sensie.
Przed Rocketmanem nie widziałem wcześniej w całości żadnego filmu z Taronem Egertonem. Jednak mam nadzieję, iż filmowa biografia Eltona Johna będzie najważniejszym filmem w jego karierze. Aktor jest bezbłędny w oddawaniu emocji i stanu umysłu Reggiego. Historia życia i kariery Eltona Johna to emocjonalny rollercoaster i reżyser Dexter Fletcher świetnie to wykorzystuje. Genialnym patentem jest popychanie fabuły do przodu przez teledyskowe wstawki, w których widownia dostaje bardzo dużo informacji w bardzo krótkim czasie i w bardzo atrakcyjnej formie.
Maksimum przekazu, zero kwasu.
Również to, jak Egerton stapia się z postacią Eltona, przykuwa uwagę. Chłopak kipi talentem i charyzmą, przez co nastrój papieża rocka udziela się widowni. Uśmiechałem się od ucha do ucha, gdy kamera robiła zbliżenia na Eltona, bo wiedziałem, że zaraz zaczną śpiewać. Fletcher zatrudnił aktorów, którzy potrafią to robić, albo takich, którzy nie wymagali lat ćwiczeń. Ale na tym polu niczym Reg Dwight błyszczy przede wszystkim zajmujący się muzyką od bardzo młodego wieku – oh wait… – Taron Egerton. Świetnie gra, śpiewa, uzupełnia się z resztą obsady i znakomicie partneruje mu Jamie Bell jako Bernie Taupin, tekściarz i wieloletni przyjaciel sir Eltona.
W momentach smutku albo tragedii, których w życiu Eltona Johna nie brakowało, czasami łzy same napływały do oczu. Tutaj powinien być Oscar przez aklamację. Film podobał się samemu zainteresowanemu – pomimo iż ten stwierdził, że w Rocketmanie jest za mało seksu i narkotyków.
Rocketmana mogę oglądać w kółko.
Król Lew nie zapadł mi w pamięci jak obejrzane mniej więcej w tamtym czasie Martwe zło 2 i Armia ciemności. Jest jakiś chichot historii w tym, jak te filmy mnie straumatyzowały i jak później pokochałem gatunek, z którego się wywodzą, a także postmodernizm. Uważajcie, co oglądają Wasze pociechy, bo pod mało czujnym okiem mogą wyrosnąć na popkulturystów. 😈
Nie oglądam też musicali i jestem bardzo wybredny co do filmów typu biopic. A jednak Rocketmana widziałem dwa razy i rozważam trzeci seans. Nie byłem fanem Eltona Johna. Co prawda nadal nim nie jestem, ale na Spotify długo kręciła mi się ścieżka dźwiękowa z filmu i jeszcze nieraz do niej wrócę.
Oglądaj film Rocketman w serwisie Chili >>
Recenzja filmu Rocketman (2019)
Werdykt
Rocketman to świetny film, do którego uwielbiam wracać.
Słaby i kicz