https://www.youtube.com/watch?v=fxKk1LSndMc
Prawdziwy serial poznaje się po tym, jak się kończy, nie jak się zaczyna – parafrazując byłego premiera, Leszka Millera. I chociaż daleko mi do wychwalania polityka wywodzącego się z PRL-owskiego establishmentu, to te słowa nieco oddają emocje, którymi darzę Rojst. To nie znaczy, że widowisko było nieprawdziwe, ale można było je zgrabniej domknąć.
Rojst opowiada o dziennikarzu Witoldzie Wanyczu i jego młodszym koledze po fachu, Piotrze Zarzyckim. Na własną rękę prowadzą dziennikarskie śledztwa, a ich drogi od czasu do czasu się przecinają. Zgorzkniały i zawiedziony Polską bohater, któremu popisowo twarzy użyczył Andrzej Seweryn, zajmuje się zagadką samobójstwa pary nastolatków. Dziewczynę znał. Była córką jego niegdysiejszego przyjaciela. Wanycz doniósł władzom, iż ten prowadzi działalność wywrotową, by przyjaciel dostał mniejszy wyrok. Od tego czasu ich relacje są co najmniej napięte.
Z kolei Zarzycki wraz z żoną właśnie przeprowadził się z Krakowa, ponieważ chce oderwać ojcowską pępowinę – prominentnego działacza partyjnego. Ponadto bohater grany z nie gorszym zacięciem przez Dawida Ogrodnika, sam oczekuje dziecka. Jednak mężczyzna nie dorósł jeszcze do związku, a tym bardziej do wychowywania potomka. Nie tylko zdradza żonę (w tej roli ujmująca Zofia Wichłacz), ale od życia rodzinnego ważniejsza jest dla niego niewydarzona kariera. Napisałem niewydarzona, bo w Polsce Ludowej i tak nikt by jego prawdy nie opublikował. Mimo to tropi sensację, wbrew zdrowemu rozsądkowi, nieraz narażając nie tylko swoje, ale również życie innych. Byle dowiedzieć się, kto i dlaczego zamordował miejscowego działacza komunistycznego i prostytutkę.

Poniewierane damy do towarzystwa, nieprzyjemni milicjanci i przepełnieni korupcją działacze partyjni – nie takie słodkie te lata 80. były, co doskonale uwieczniono na ekranie.
Rojst to feeria profesjonalizmu i popis przywiązywania wagi do szczegółów. Jak przez mgłę, ale pamiętam schyłek PRL-u, Pewexy, wąsy, śpiewającego faceta przebierającego się za dziecko, duże i małe Fiaty. Duży mnie przejechał, kiedy miałem sześć lat, więc tego potwora ciężko wyrzucić z pamięci. Czułem się dosłownie, jakbym oglądał serial kręcony w tamtym okresie, ale przy użyciu technologi filmowej z 2018 roku.
Scenografia, kostiumy, zdjęcia – wszystko zapięto na ostatni guzik. Nie zapomniano o hitach muzycznych z tamtych lat, które doskonale wpisują się w historię. Ten serial opowiada o tamtych czasach lepiej niż Wasi rodzice. Dodajmy do tego ciekawą fabułę, uwypukloną charakterną grą aktorską, obleczoną doskonałym klimatem opowieść, sięgającą momentami do czasu zaraz po drugiej wojnie światowej. To jest takie dobre!
Rojst był również skrótowym, ale jakimś tam rozliczeniem i spojrzeniem na dwuznaczność tamtych czasów, które dziś wielu ludzi odziera z odcieni szarości – co jest popularne szczególnie wśród polityków. Serial liznął także powojennej kwestii polsko-niemieckiej. Pokazując, że świat bywa okropny, ale nie jest czarno-biały. Chociaż przyznaję, że są to takie małe elementy-wkręty, jak to, że przed chwilą odnotowałem, iż kiedyś potrącił mnie duży Fiat. Takie małe rzeczy nadają temperamentu opowieści. Nawet wtedy, kiedy nie nakreśla się całej otoczki.

Rojst jest niemal perfekcyjny. Jednak ma jeden wielki szkopuł – serial zaczął się genialnie, miał nie gorsze rozwinięcie, ale zakończenie pozostawia sporo do życzenia.
Nie twierdzę, że było złe, ale też dalekie od satysfakcjonującego. W okolicy trzeciego odcinka utwierdziłem się w tym, iż twórca widowiska, Jan Holoubek, wpuszcza bohaterów w ślepe uliczki, tylko po to, by czymś się zajęli. Wyglądało to trochę tak, jakby miał za dużo materiału na film, a za mało na krótki sezon i przez większość czasu bawił się konwencją i kliszami, starając się napompować intrygę. Z całkiem przyzwoitym efektem, zresztą. Jednak za późno wziął się za wbicie szpili w historię.
Przedostatni epizod był właściwie zapowiedziom tego, że czeka nas trzęsienie ziemi. Że twórcy wzięli rozpęd i teraz w biegu zelektryzują widownię. Tak się nie stało. Co prawda finał wszystko wyjaśnia i niewiele można by do niego jeszcze wcisnąć, ale nie był mocny, nie był satysfakcjonujący. W jednej chwili dowiadujemy się, dlaczego para nastolatków popełniła samobójstwo. A pod koniec mamy rozwiązanie zagadki zabójstwa miejscowego polityka i prostytutki. Niby o to chodziło, ale to, jak przedstawiono rozwikłanie tego wszystkiego, kompletnie mnie nie kupiło. Nie poczułem dreszczy, nie było wielkiego wooow wydobywającego się mimowolnie z ust. Nie stało się nic, co sprawiłoby, że mógłbym z czystym sercem zostać przy ocenie 9/10 z recenzji pierwszego odcinka.

Oczekiwałem gorączkowego dziennikarskiego śledztwa. To gdy już się rozkręcało, nawet nie zdążało złapać zadyszki i słabło.
Ponadto twórcy mieli tendencję do bezsensownego urywania poszczególnych zdarzeń. Mamy chociażby scenę z Zarzyckim i rzeźnikiem pod koniec jednego z odcinków, który kończy się cliffhangerem. Co z tego wynika później? Niewiele.
Chociaż chwilami serial pięknie płynął z opowieścią, to zdarzały się również momenty, kiedy brakowało mu przestrzeni. Widz, któremu dołoży się kilka minut, naprawdę się nie znudzi, co świetnie pokazuje Zadzwoń do Saula – widowisko momentami zaskakujące wolnymi, niemal statycznymi ujęciami, byle jak najlepiej ukazać fabułę.
ShowMax ma to do siebie, że można było sobie na nim pozwolić na więcej. I nie piszę o nagości, przemocy i przekleństwach, których w Rojście jest sporo. Mam na myśli fakt, iż w miejscach, w których nie przerywa się nam seansu reklamami, czyli w mediach strumieniujących, chcemy odpocząć i odpłynąć wraz z historią. A z tym bywało różnie.

Ostatni odcinek Rojstu nie jest tak dobry, jak pierwszy, drugi czy trzeci, a nawet czwarty. Przewrotne jest to, że piąty również nie jest zły, jako epizod. Za to jako finał po prostu się nie sprawdza.
Co nie zmienia tego, że cały sezon ciągle bardzo sobie chwalę. Serial naprawdę warto obejrzeć. To świetna produkcja, którą znakomicie się ogląda. Tylko w ostatnich minutach Rojstowi powinęła się noga. Trzeba jednak mieć świadomość, że konkluzja historii trwa kilkanaście minut, a całe widowisko kilkaset. Summa summarum warto poświęcić czas na jeden z najlepszych w opinii wielu, a w mojej najlepszy serial kryminalny, który powstał w Polsce.
Serial Rojst w serwisie ShowMax
[interaction id=”5b9fc47efaaf968e316d8352″]
PS Jutro lub pojutrze na Popkulturystach dam Wam znać o konkursie z Rojstem w roli głównej. Mam dla Was kilka świetnych plakatów do wygrania. Będzie można je zgarnąć zarówno poprzez stronę Popkulturystów, jak i nasz Facebook, Twitter, Instagram oraz Wykop. Warto czekać, bo są śliczne. Zresztą patrzcie i podziwiajcie.
https://www.instagram.com/p/Bn1L6QSHgCI/
Rojst (2018) - sezon 1

Nazwa: Rojst
Opis: Rojst to pięcioodcinkowy serial kryminalny Jana Holoubka, który przenosi nas do Polski lat 80. Historia skupia się na dwójce dziennikarzy, którzy próbują rozwikłać sprawę podwójnego morderstwa i samobójstwa pary nastolatków.
Werdykt
Serial prawie idealny. Pomimo kilku potknięć, wstyd nie znać.
Rozumiem, że może się nie podobać, ale i tak serial jest o wiele lepszy niż ta wypowiedź. Po co??? Na co???
Serial absolutnie oddaje klimat lat 80 tych. Kto miał wtedy naście lat, przeniesie się w czasie i doświadczy czegoś w rodzaju sentymentu i odrazy równocześnie. Oglądałam ostatnio niemiecki kryminał “Dark”, odnajduję wspólny klimat, niezaprzeczalnie szerokość geograficzna warunkuje.
Lata 80. pamiętam jak przez mgłę, bo jestem rocznik 84. Jedno z najżywszych wspomnień z tego czasu to niemiłe spotkanie z Dużym Fiatem, które skończyło się gipsem. Jednak początek 90. kojarzę żywiej. I trochę przynosi mi na myśl właśnie to, co widziałem w Rojście. Ktoś powie, że w scenografii pojawiają się elementy znane dopiero dziś, ale mniejsza z tym, bo duch tamtych czasów został świetnie przełożony na serial. I to cholernie dobrze wygląda, a jednocześnie straszy.
“Dark” to chyba trochę inna bajka i inne lata 80 oraz zupełnie odmienna treść. Doprawdy trudno znaleźć wspólny mianownik. Choć może to tak jak u Eschera, każdy widzi co chce.
Jak to? Jest las 😉 Tak, Escher daje wiele perspektyw, a rzeczywistość jest zbiorem subiektywnych wrażeń.
Tutaj Szanowna Pani wchodzimy w zagadnienia stricte filozoficzne a to może prowadzić naprawdę do lasu 😉
jak już bawimy się w szczegóły, to w latach 80-tych nie było okluarów z refleksem ( ktore wyposażono w szkła Zarzyckiego) 🙂 oraz bidny Pewex,
Co w niczym nie ujmuje fantastycznej gry Seweryn-Ogrodnik and co.
W takie szczegóły to się nawet nie wgryzam, bo to właściwie jest złośliwość. W prawie każdej, nawet wielkiej hollywoodzkiej produkcji można odnaleźć mniejsze lub większe wtopy w kostiumach czy scenografii, ale ja się nauczyłem z tym żyć. Czasem mnie to irytuje, gdy tego jest dużo, ale… Ostatecznie serial ładnie wygląda, jest dobrze zagrany, historia wciąga…