The OA – sezon 1 – recenzja serialu Netflixa

Dariusz Filipek
8 min czytania
The OA (źródło: Netflix; edycja Popkulturyści)

Z ostatniej chwili

The OA pojawiło się w okresie z jednego punktu widzenia idealnym, bo wtedy, kiedy łatwiej było z widowiskiem dotrzeć do abonenta, gdyż Netflix nie wypuszczał w 2016 roku tak wielu produkcji, co dziś. Z drugiej strony wtedy niemal każdy widz oczekiwał po serwisie kolejnego, jeszcze wtedy świetnego House of Cards. I nie dostał. Dostał coś zupełnie innego. Coś dziwnego.

Mam spory problem, żeby nakreślić warstwę fabularną The OA bez zepsucia Wam samodzielnego odkrywania opowieści. Jednak postaram się Was nie zawieść. Chociaż jednocześnie jestem świadom, iż nie podołam temu w pełni i mocno spłycę historię. A ta jest momentami tak pokręcona, jak Marek Suski uciekający korytarzami Sejmu z tekturową tablicą.

The OA zaczyna się dosyć mocno. Od próby samobójczej głównej bohaterki. Prairie Johnson rzuca się z mostu, ale zostaje odratowana. W szpitalu przedstawia się jako tytułowa OA. Szybko okazuje się, iż siedem lat wcześniej zaginęła i od tego czasu nie dawała znaku życia. Cudem jest nie tylko to, że się odnalazła i przeżyła upadek, ale również to, że widzi. W dniu zaginięcia była niewidoma.

Wszyscy chcą wiedzieć, co działo się z Prairie przez te lata i czy byli inni w podobnej sytuacji. Pojawiają się kolejne pytania. Jak odzyskała wzrok? Kim jest tajemniczy Homer, o którym ciągle mówi? Mało powiedzieć, że dziewczyna zachowuje się bardzo dziwnie, a jednocześnie jest niezwykle magnetyzująca. Zanim padną odpowiedzi na te pytania, Prairie formuje małą grupkę, z którą nawiązuje niesamowitą więź. Od tego czasu będą razem przeciwko reszcie świata.

Recenzja serialu The OA
Jak na niewidomą Prairie widzi całkiem nieźle, kiedy ją poznajemy (Netflix)

Teraz zapomnijcie wszystko, co napisałem.

Na końcu w The OA nic nie jest takie, jakie sobie wyobrażaliście na początku. Odkrywanie tej pokręconej historii jest niesamowite. Z czasem zawija w tak nieoczywiste rejony, że rozsadza głowę i tylko pochwalić scenarzystów, iż nie cofnęli się o krok do tyłu. Przedstawili nam krańce swojej wyobraźni, jednocześnie nie robiąc produkcji nieoglądalną.

Poza samą opowieścią być może tak jak ja, Wy również dostrzeżecie tu wizualną magię. Rzadko spotykam się z pedantyzmem twórców, którzy każdą lokację przygotowali tak pieczołowicie, że niektóre z nich prezentowały się niczym wyjęte z surowych instalacji artystycznych. I to bardzo znamienne, bo kamera często wraca do tych samych miejsc. To, co widzimy, jest wyjątkowo ważne nie tylko z estetycznego, ale również z punktu widzenia opowieści.

Serial The OA
Jedynie Jason Isaacs nie przekonał mnie swoją grą (The OA)

Za całą tą solidną otoczką stoi Zal Batmanglij oraz Brit Marling. To znamienne, gdyż ta dwójka nie tylko kolaboruje ze sobą od lat, ale Brit Marling miała w procesie produkcyjnym olbrzymie znaczenie. Tworzyła pierwszy sezon The OA jako scenarzystka i zagrała główną rolę. Dlatego należy pochwalić ją podwójnie. Bo to, że serial jest inteligentnie i nietuzinkowo napisany to jedno. Jednak bez jej gry nie miałby tego samego charakteru. Aktorka nadaje go ruchem, charyzmą, tonem głosu, zlepia się z postacią, którą wymyśliła z Zalem Batmanglijem.

Na planie wspiera ją zmarły w zeszłym roku Scott Wilson oraz Alice Krige, którzy wcielili się w jej rodziców. Nieporadnie próbujący tworzyć dom dla córki, utraconej lata wcześniej. W oprawcę wcielił się Jason Isaacs, którego ciężko będzie mi kiedykolwiek zaakceptować w roli bohatera negatywnego, bo jego twarz jest zbyt sympatyczna, głos zbyt ciepły. To bardzo dobry aktor, ale nie nadaje się do takich ról. A przynajmniej nie potrafi ich z siebie wykrzesać. Jednak najbardziej ujmująca jest Phyllis Smith. Najmniej pasująca wiekiem i statusem społecznym do grupki sformowanej mimochodem przez Prairie. Nauczycielka z przykrymi doświadczeniami dołączyła do dziwaków, którzy tworzą wspólnie dziwną synchronizację taneczną. A w tym wszystkim aktorka bezpretensjonalnie rzeźbi z odcinka na odcinek coraz bardziej charakterystyczną bohaterkę, ujmująco opanowującą drugi plan.

The OA Netflix
Taniec i muzyka są bardzo ważnymi środkami opowieści (Netflix)

Ciężko myśleć o wadach, kiedy przytłacza je wyśmienity całokształt.

Dlatego w tym przypadku sobie daruję i tylko ostrzegę potencjalnych widzów, pisząc, iż to nie jest historia dla wszystkich i nie na każdą okazję. Ponadto odpowiedzi na niektóre pytania nie są na wyciągnięcie ręki.

The OA miesza gatunki. Przede wszystkim serial jest bardzo dramatyczny, ale trochę też tu kryminału, thrillera czy elementów fantastycznych i fantastycznonaukowych. Jakkolwiek nie próbujcie wchodzić weń gatunkowo. Nie oczekujcie opowieści mrożącej krew w żyłach, chociaż ją mrozi. Czary-mary również Was nie pochłoną, ale ich nie brakuje. Nie nastawiajcie się na bestialstwo, pomimo że krwawych momentów także nie skąpiono. To wszystko są elementy składowe całości, mającej dosyć określony, bardzo obyczajowy wyraz. Momentami zahaczający o karykaturę.

The OA sezon 1
Prairie szybko znajduje sprzymierzeńców (Netflix)

The OA wypromowało najcudaczniejszy taniec w historii seriali.

Jest dosyć znamienny i towarzyszy nam niemal przez całą produkcję. W pewnym momencie w jego pokraczności zaczynałem odnajdywać charakter zlewający się z całością – opowieścią, zdjęciami, scenografią i muzyką, ze spokojem uderzającą w bardzo różne rejony. I nawet jeśli przesadzam, nadając synchronicznemu tańcowi-połamańcowi zbyt wielką wagę, to jest przynajmniej sympatyczny i w swej koślawości bardzo plastyczny. Ciężko odmówić mu charakteru.

Na styku z historią taneczna choreografia krzyczy w kierunku widza. Już w poza serialowym świecie stała się całkiem realnym i pokojowym symbolem oporu wobec różnych form niesprawiedliwości. To wyraz tego, że widowisko jest przedziwnie pięknym i oczyszczającym krzykiem ofiar, osób uwiezionych w traumie i jednocześnie sprzeciwem wobec brutalizacji społeczeństwa. Każdy, bez względu na przeszłość i środowisko, może być głosem wsparcia w tym krzyku. I taki opis zapewne nie przysporzy serialowi widzów, którzy oczekują seansu niewymagającego myślenia.

The OA sezon drugi
W pierwszym odcinku historia powędruje do lodowatej Rosji (Netflix)

Nie ma wielu seriali, które mają głębszy przekaz.

Najczęściej historie odcinkowe najwyżej powierzchownie starają się nadać sens temu, żeby w ogóle je oglądać. The OA jest inne i za to dodatkowo uwielbiam tę produkcję. Mam nadzieję, że czekanie ponad dwa lata na kolejny sezon się opłaciło. Od czasu do czasu fajnie jest obejrzeć coś innego, a jednocześnie równie rozrywkowego, jak pozycje z głównego nurtu. Nie bójcie się i dajcie The OA szansę. Aczkolwiek spróbujcie być na początku wyrozumiali, a najpewniej po ostatnich napisach końcowych stwierdzicie, iż ta wyrozumiałość się opłaciła.

Serial The OA w serwisie Netflix >>

Recenzja serialu The OA (2016) (sezon 1) (Netflix)
8/10

Werdykt

Inaczej nie zawsze znaczy gorzej. The OA jest w swojej inności absolutnie ujmujące.

Bądź na bieżąco z najnowszymi wiadomościami – dołącz do nas w mediach społecznościowych!

Jeśli chcecie być na bieżąco, śledźcie nas na Threads, Facebooku, Twitterze, Linkedin, Reddicie i Instagramie. Zachęcamy również do subskrypcji naszego kanału RSS na Feedly lub Google News. W razie pytań lub sugestii piszcie do nas na [email protected]. Dołączcie do naszej społeczności i bądźcie zawsze na czasie z najnowszymi trendami i wydarzeniami! Nie zapomnijcie wpaść na nasz YouTube.

4 komentarze