Seriale superbohaterskie są niezwykle popularne, ale jakościowo to często wyłącznie sieroty po filmowych adaptacjach komiksów. Titans nieszczególnie wyróżnia się na tle tej przeciętności.
Serialowe oblicze Titans nieco odstaje od tego, czego mogliby się spodziewać starsi czytelnicy komiksów oraz fani kreskówek o Młodych Tytanach. W tych historiach zazwyczaj mrok sprytnie kolaborował z kolorową żywiołowością, czego idealnym przykładem jest inkarnacja zespołu stworzona przez Marva Wolfmana i George’a Pereza. Dlatego z lekkim niezadowoleniem przyjąłem wiadomość, że serial niewiele miejsca zostawi na to, co lubię w Tytanach, stawiając głównie na mrok. Jednak zmiany i mocne reinterpretacje często wychodzą na dobre przy przenoszeniu komiksu na inne medium. Czego doskonałym przykładem był animowany serial Młodzi Tytani, który z kolei zrobił z historii wielką superbohaterską imprezę.
Tym samym ze spokojem zasiadłem do pierwszego odcinka Titans i dowiedziałem się z niego kilku pożytecznych rzeczy. Dick Grayson ściął się z Bruce’em Wayne’em i wyjechał z Gotham, ale nie odwiesił stroju Robina. Rachel Roth ma problem – ktoś na nią poluje i szuka ratunku właśnie u Graysona. Z czasem dołącza do nich Starfire, która pewnego dnia obudziła się na drugim końcu świata i nie pamiętała niczego poza dziwnymi przebłyskami. Z czasem dołączy do nich umiejący przekształcać się w zwierzęta Gar Logan, a na swojej drodze spotkają mnóstwo innych superbohaterów.
Sezon kręci się przede wszystkim wokół Rachel. Nastolatki, która ma problem z panowaniem nad swoją mroczną mocą. I jej ojcem, którego nigdy nie widziała, ale tatuś za wszelką cenę chce zobaczyć się z córką. Jednak, zamiast wyprawić rodzinną kolację, zaczynają umierać ludzie. Oprócz tego sporo miejsca poświęcono Dickowi, którego relacja z Bruce’em Wayne’em jest daleka od pozytywnej.
W pewnym momencie zmęczyłem się i przerwałem oglądanie Titans.
Historia jest dosyć przeciętna, ale trzymająca się kupy i na swój sposób interesująca. Pod warunkiem, że lubi się bardzo komiksowe historie przeniesione na ekran. Widzowie, którzy gustują w poważniejszych opowieściach, stwierdzą, iż serial niebezpiecznie lawiruje w okolicy mrocznej dziecinady, która pcha bohaterów w kierunku kolejnych bijatyk i wszelkiej maści fan-serwisów. Od solidnego kręgosłupa ważniejsze są tu niemal proceduralne zdarzenia, gdzie raz pojawia się Hawk i Dove, innym razem Doom Patrol albo okaże się, że Batman ma nowego Robina, który ni stąd, ni zowąd zacznie zachowywać się niczym rasowy psychopata (co jest umotywowane w komiksach, ale tutaj wypadło żałośnie). Scenarzyści zapomnieli, że pracują, by opowiadać interesującą historię o grupie superbohaterów, a nie uderzać co rusz nerdgasmami.
Niestety nie tylko to nie zagrało. Efekty specjalne są dosyć przeciętne. Choreografia walk i zdjęcia najwyżej niezłe. Za to kostiumy są na poziomie przyzwoitego, ale jednak ciągle cosplayu. Strój Robina wygląda jak kostium mrocznego harcerzyka, a Dick Grayson, chociaż swoje lata ma, ciągle nosi się niczym nastoletni pomocnik Batmana. I jeszcze ta niepotrzebna peleryna, pasująca mu, jak kwiatek do kożucha. Najgorzej wyglądają Dove i Hawk. Tak głupio, że dotąd nie mogę pojąć, dlaczego nikt na planie tego nie zauważył i nie zapobiegł tej modowej katastrofie.
Ponadto kompletnie nie zagrał finał. Jest kwintesencją tego, jak nie powinno się kończyć sezonu.
Jednak nie wszystko w Titans poszło źle.
Pomimo tego, że cały ten serialowy mrok jest momentami na wyrost, to reinterpretacja grupy superbohaterów wyszła twórcom całkiem nieźle. I w jej ramach aktorzy sprawdzają się znośnie. Postaci zachowały prawie całe komiksowe korzenie, które tylko zostały podciągnięte do stylistyki widowiska. I nawet da się lubić tych bohaterów.
Sporo się tu dzieje. Jeśli lubicie obijanie się po pyskach, wybuchy i mroczną fantastykę to znajdziecie tu coś dla siebie. I chociaż historia nie jest wyjątkowo błyskotliwa, to jestem ciekaw, co wydarzy się dalej. Nie paląco ciekaw, ale jednak trochę ciekaw.
Ostatecznie Titans to przeciętniak, ale rozrywkowy.
Zahaczający o coś, co można uznać za niezłe guilty pleasure dla fanów. Jest to widowisko o wiele ciekawsze niż seriale z tak zwanego Arrowverse stacji The CW i Titans powinno przypaść do gustu tym, którym niestraszne wzloty i upadki pokroju Gotham. Jednak do pierwszego sezonu Daredevila czy Punishera serialowi DC Universe daleko.
Szczerze? Wolałbym kolejny sezon kreskówki Młodzi Tytani.
Serial Titans w serwisie Netflix >>
Recenzja serialu Titans (sezon 1) (2019) (USA: DC Universe; Polska: Netflix)
Werdykt
Czarter z kostiumami bohaterów. Najgorzej wyglądała Starfire. Cały sezon w tych samych ciuchach z burdelu. Ale akurat według mnie lepszy od Punishera, gdzie połowa wątków jesto zbędna i jest przegadana, a twórcy tak mocno trzymali się realizmu, że aż Jigsawa skrzywdzili. W Titans trzeba pochwalić , że nie ma tu czasu na nudne gadki, a twórcy nie boją się dodawać komiksowości. Z drugiej strony mogę być nieobiektywny, bo na komiksowych i kreskówkowych Tytanach znam się jak na mongolskim balecie 😀
Nie musisz się znać, żeby wiedzieć, czy ci się podobało, czy nie. W końcu serial to zupełnie inna rzecz. A Starfire faktycznie powinna uzupełnić garderobę.