Nie jestem pewien, czy podtrzyma Was na duchu, ale na pewno drugi sezon Sex Education szczerze, chociaż z lekkością i przekąsem znanym tylko temu serialowi, opowie o odwiecznej miłosnej walce serca z rozsądkiem.
W prawdziwym życiu wychodzi różnie, ale tutaj ktoś nam daje nadzieję, że nieważne, jak jest źle, na miłość zawsze jest szansa. Sex Education to tak naprawdę nie jest serial o seksie, aborcji czy robieniu lewatywy. Chociaż wszystko to przewinęło się przez widowisko Laurie Nunn, jej produkcja traktuje o związkach. Mówi o tym, że seks, zwierzęcy pociąg i nasze wymuskane otoczki nierzadko są dla nas zbyt ważne i zapominamy się w powierzchownym postrzeganiu drugiego człowieka. Zanim się obejrzymy, okazuje się, iż coś mogliśmy przegapić, skupiając się na naszych wyobrażeniach, technice penetracji, a za mało myśleliśmy o uczuciach. Niewiele czasu poświęcaliśmy na rozmowę i nierzadko brakuje nam do siebie szacunku. A kiedy uświadamiamy sobie to, jest już za późno.
Jednym z zapominalskich jest główny bohater. Pomimo że miał być szkolnym seks-ekspertem, Otis (Asa Butterfield) nie dość, że coraz gorzej diagnozuje innych licealistów, to jeszcze sam nie bardzo potrafi dostrzec niedoskonałości w swoim związku. Niezbyt udanym, bo bardziej sprawiającym wrażenie rozpoczętego z potrzeby chwili niż z porywu serca. A gdzieś tam jest dziewczyna, być może ta jedyna, z którą się rozminął.
Nie samym Otisem Sex Education żyje i w drugim sezonie obserwujemy, jak inni bohaterowie radzą sobie z uczuciami i jak dojrzewają do rozpoznawania prawdziwej miłości. Nie tylko w przypadku nastolatków, bo swoje problemy ma również matka Otisa (Gillian Anderson), która pomimo, iż jest seksuolożką, tak bardzo wkręciła się w podręcznikowe postrzeganie rzeczywistości i oswoiła swoją samotność, że również popłynęła przynajmniej o jeden most za daleko i popsuła coś ważnego w swoim życiu. To pokazuje, że nawet najbardziej wykwalifikowani nie mają instrukcji obsługi związków, miłości, bliskości…
Drugi sezon Sex Education to powtórka z rozrywki, ale ciekawsza, głębsza i mniej seksualna.
Mógłbym się rozpływać nad zdjęciami oraz wszelkimi innymi rzeczami, które robią ten serial tak popularnym i lubianym, ale nie będę, bo ci, którzy widzieli pierwszy sezon, w drugim dostają dokładnie to samo. Tutaj ważniejsze są emocje i historia o niby zabawnie opowiedzianych, ale jednak ludzkich dramatach. Chociaż mam świadomość, iż ludzie oskarżający widowisko i Netflix o lewicową homo-propagandę dostaną kolejną oręż w walce o prawo i sprawiedliwość. I niech sobie gadają zdrowi.
Trzeba jeszcze zaznaczyć, że ta odsłona nie jest wyłącznie opowieścią o uczuciach damsko-męskich, męsko-męskich czy damsko-damskich, ale również o relacjach rodzinnych. Poświęca im się sporo czasu i pokazuje się je bez znieczulenia i mądrze. To jeszcze bardziej podkreśla, że to nie jest serial o seksie, a bardziej sprawdza się jako przyjemna, wciągająca i niezobowiązująca nauka o dojrzałości w miłości bez względu na wiek.
Przy tym wszystkim drugi sezon Sex Education jest równie rozrywkowy, kolorowy, zabawny, przegięty i lekki jak poprzedni. Jednak nieco mniej pikantny. Bardziej niż na kontrowersyjnych tematach, skupia się przede wszystkim na bohaterach i relacjach pomiędzy nimi. Jest po prostu lepszy, nawet muzycznie. Warto się zakochać, ale zerwać ciężej, dlatego już czekam na kontynuację.
Oglądaj serial Sex Education w serwisie Netflix >>
Recenzja drugiego sezonu serialu Sex Education (Netflix)
Werdykt
Dawać mi tu trzeci sezon!