https://www.youtube.com/watch?v=Pa-u2v3frPI
Wreszcie dostaliśmy odrobinę dobrego seksu. Serial Sex Education wyskoczył trochę znikąd, ale jak już się pojawił, złapał od razu tam, gdzie nie wolno i nie puścił aż do końca sezonu. Wszystko skończyło się szczęśliwie, jak powinno – mocnym wytryskiem.
Już na początku Sex Education dowiadujemy się, jak ciężkie jest życie nastolatka, którego matka zajmuje się terapią seksualną (tak naprawdę serial zaczyna się od sceny seksu). Tym bardziej wtedy, gdy prowadzi domowy gabinet. W domu Otisa ze wszystkich ścian spoglądają kulturowe spojrzenia na narządy rozrodcze. Praca seksuolożki jest siłą rzeczy codziennością domowników i ich gości. Piętno tego zawodu przygniotło chłopaka dawno temu i prześladuje każdego dnia. Chociaż dzięki temu nasiąknął wiedzą na temat seksu i jest ona teoretycznie olbrzymia. Aczkolwiek w rzeczywistości jest dosyć wycofany, jeśli porównać jego nieistniejące życie seksualne z podbojami rówieśników. Ci bzykają się, aż czacha dymi.
Potencjał w Otisie dostrzega Meave. Dziewczyna jest w szkole nazywana niezbyt pieszczotliwie obciągarą. Inteligentna nastolatka ze sporymi problemami w domu musi pilnie dorobić. Wpada na przewrotny plan, by z kolegi uczynić szkolnego seksuologa. Oczywiście, nieoficjalnie i jak najbardziej odpłatnie. Okazuje się, że jest spore zapotrzebowanie na kogoś takiego. To prowadzi nas do przeróżnych seks-problemów uczniów walijskiego liceum, które wypełnią nam 8-odcinkowy sezon.
Super-seks-bohaterowie.
Twórcom udało się ciekawie zarysować bohaterów. I mam tu na myśli zarówno pierwszy, drugi, jak i miejscami nawet trzeci plan. Największą gwiazdą widowiska jest grająca drugie skrzypce Gillian Anderson. Wcieliła się w bardzo wyzwoloną, nieco nieradzącą sobie z wychowaniem syna seksuolożkę. Dyrektora lokalnego liceum zagrał Alistair Petrie, który jak zwykle gra na poziomie. Pojawia się także kilka razy James Purefoy jako ojciec głównego bohatera.
Jednak przez większość czasu na ekranie będziecie oglądali nieco dziwnego i lekko pokręconego Otisa, w którego bardzo fajnie wcielił się Asa Butterfield. Poznacie także jego najbliższego przyjaciela, Erica, granego przez Ncutiego Gatwę. Czarnoskóry aktor świetnie poradził sobie w roli geja, czasami kompletnie nieodnajdującego się w świecie ze swoją orientacją.
Między kumpli wgryza się wspomniana Meave. Co z czasem staje się nie na rękę Ericowi. Emma Mackey interesująco zagrała krzykliwie noszącą się nastolatkę, która za makijażem i kolczykami ukrywa problemy, ale i inteligencję, którą nieraz rozmienia na drobne. Jakkolwiek ciężko było mi uwierzyć, że faktycznie jest nastolatką. I chociaż w serialu są aktorki blisko trzydziestki, które mi nie przeszkadzały w ten sposób, tak z 21-letnią Mackey miałem niewielki problem.
Seks, czyli co?
Jeśli szukacie tu wielkich romansów, zawiedziecie się. Te są ciężkie, często niedopowiedziane i rzadko szczęśliwe. Nie oczekujcie również ciągłego, szalonego kopulowania na ekranie, którego tu nie brak, bywa bardzo wizualne, ale nie jest kluczowe. Nie jest to też opowieść wyłącznie o nastolatkach. W końcu serial dotyka tematu seksu, który jest międzypokoleniowy i w ten sposób jest traktowany.
Sex Education faktycznie ma walory edukacyjne. Opowiada bardzo otwarcie o seksie, jako cholernie ważnym elemencie naszego życia, ale ciągle tylko elemencie, który jest częścią czegoś większego. Robi to po łebkach, ale to dobrze, bo dzięki temu ta tematyka nie ciąży i płyniemy przez takie ciężkie tematy jak pierwszy raz, aborcja, zdrada czy orientacja seksualna.
Musze się przyznać, że chociaż mam już trzydzieści lat to kilka razy złapałem się na tym, że całkiem mądrze w serialu opowiadają o związkach. I warto się zastanowić z perspektywy bohaterów Sex Education, nad naszymi problemami. Bardzo prawdopodobne, że znajdziecie coś dla siebie. Może nie tyle serial Was uleczy, ale sprawi, że może coś przemyślicie.
Ten seks musi trwać!
Sex Education tematycznie bardzo blisko do tego, co znacie z kreskówki Big Mouth. Serial jest równie niegrzeczny. Z kolei wizualnie przypomina nieco The End of the F***ing World. To taka zamerykanizowana brytyjska historia, co w tym przypadku jest bardzo na plus i wygląda całkiem ładnie. Nie gorzej jest ze stylową ścieżką dźwiękową.
Ponadto odnajdziecie tu hughesową lekkość opowieści o nastolatkach, bez trywializowania zdarzeń i bohaterów oraz ogłupiania widza. Można wręcz powiedzieć, że to trochę taki Klubu winowajców z 2019 roku. Zupełnie inny, ale równie ważny.
Jednocześnie jest to pod wieloma względami bardziej spadkobierca Masters of Sex niż Skins. Chociaż na dobrą sprawę mamy tu do czynienia z mieszanką niemal idealną. Są co prawda chwile, kiedy serial lekko nuży, ale nie na tyle, by przeważyło to na odbiorze całości.
Cały ten seks!
Po mękach przy średniakach pokroju Rzymskich dziewczyn czy Szkole dla elity, Netflix wreszcie dostarczył widowisko o nastolatkach na poziomie. Tym samym nie pozostaje mi nic innego, niż zachęcić Was do oglądania, jeśli szukacie lekkiego, ale jednocześnie niegłupiego serialu, który opowiada o dosyć pikantnych rzeczach. A ja czekam na kolejny sezon, który musi się wydarzyć, bo właściwy seks jeszcze nadejdzie!
Serial Sex Education w serwisie Netflix >>
[interaction id=”5c47b26bcd92e123b5a50438″]
Recenzja serialu Sex Education (sezon 1)
Werdykt
Serial o 16 latkach uprawiających seks w krzakach przy szkole,dokonujących aborcji bez wiedzy kogokolwiek,rozmawiających otwarcie i bez żadnego skrępowania o rimmingu,wkładania palców w odbyt analu czy scissoringu jakby to były normalne tematy na jakie rozmawia młodzież.90% serialu obraca się wokół seksu,bo jak wiadomo każdy 16 latek chodzi do szkoły po to żeby tam uprawiać seks,rozmawiać o seksie,uczyć się o seksie.Generalnie każda scena,jak choćby jedzenie obiadu czy jazda autobusem jest w jakiś sposób związana z seksem.No i jak na netflixa przystało masa gejów,lesbijek,związków międzyrasowych,par homoseksualnych.
Serial generalnie dobry,aczkolwiek bardziej nadawałby się do działu fantastyka czy jakaś parodia,bo na pewno nie odzwierciedla życia i problemów zwykłych licealistów
Dotyka pewnych spraw i na nich się skupia. To, że w Halloween chodzi facet z nożem i wyżyna bogu ducha winnych mieszkańców miasteczka, gdzieś głęboko w Illinois nie oznacza, że świat tak wygląda. Fabuła to fabuła. Nie ma oddawać rzeczywistości, a tworzyć własny świat i opowiadać jakąś historię, która jednym się podoba, innym nie. Jeśli chcesz odtworzyć rzeczywistość to pomyliłeś miejsca. Raczej rzuciłbym się w wir oglądania reportaży. To było na poważnie.
A teraz niepoważnie: mam nadzieję, że geje, lesbijki, związki międzyrasowe (o nie!), pary homoseksualne, cycki (polecam) i genitalia nie zniszczyły Ci życia.:|