Nie byłem na bieżąco z nowym filmem o tytule Shaft. I nie bez kozery napisałem bezpiecznie nowym filmem o tytule Shaft, gdyż nie będzie to widowisko o jednym, dwóch, ale o aż trzech Shaftach.
Kiedy niespełna dwa dni temu obejrzałem zajawkę nowego Shafta, przeżyłem niemałe deja vu. W końcu w 2000 roku mieliśmy już Shafta z Samuelem L. Jacksonem, a po 19 latach od premiery przyzwoicie przyjętego filmu Johna Singletona, dostaniemy kolejny film pod tym samym tytułem. I nie byłoby to nic dziwnego, gdyby to był remake, ale tutaj również pierwsze skrzypce gra Jackson. Jednak dzieli się czasem ekranowym z filmowym synem, w którego wcielił się Jessie T. Usher. Żeby było jeszcze ciekawiej, w przyszywanego dziadka młodzieńca wcieli się nie kto inny, jak oryginalny Shaft, czyli Richard Roundtree.
Pytanie, czy fani na takiego Shafta czekają. W oczy i uszy rzuca się nieco inny ton produkcji niż ten, do którego przyzwyczaiły nas poprzednie filmy z serii. Więcej tu komedii niż sensacyjnego blaxploitation. Jak będzie, tego przekonamy się 14 czerwca, kiedy film Tima Story’ego będzie miał premierę. I tutaj nasuwa się drugie pytanie, czy reżyser Fantastycznej Czwórki oraz mnóstwa średnich komedii, dostarczy widowisko na poziomie tego, co w 1971 roku pokazał światu Gordon Parks.