Wyobraźcie sobie, że wreszcie doczekaliśmy się w Polsce serialu kryminalnego, poziomem nieodstającego od widowisk ze Stanów Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii. Rojst to serialowa superliga.
Co nie było takie oczywiste. Zapewne większość z Was ma świadomość, że zanim Rojst się pojawił, ShowMax coraz częściej niedomagał. Kiedy serwis zaczął dodawać kilkumiesięczne okresy próbne do Coca-Coli, śmiałem się ze znajomymi, iż niedługo tego typu promocje trafią na zapałki. Bo chociaż platforma zadebiutowała u nas z pompą, z czasem niezgłębiona biblioteka Netflixa i umacniające się z miesiąca na miesiąc HBO GO, nadwyrężyły świetliście rysującą się przyszłość serwisu kierowanego przez Macieja Sojkę. Dziś seriali jest tam jak na lekarstwo, oferta filmowa jest nieco lepsza, ale najgłośniejsze produkcje oryginalne to średniaki pokroju Botoksu czy Egzorcysty. Nawet umowa pomiędzy ShowMaxem a Disneyem, na mocy której serwis zaoferował na wyłączność seriale Marvela, była średnio trafiona, gdyż nowe widowiska osadzone w świecie Marvel Cinematic Universe okazały się dosyć przeciętne.
https://www.youtube.com/watch?v=fxKk1LSndMc
Dlatego sukces potrzebny był na wczoraj. Myślę, że ten rok był ostatnią chwilą i szansą dla ShowMaxu, żeby pokazać, iż mamy do czynienia z wartościową platformą i również taką, która ma przed sobą przyszłość. Tym samym czapki z głów dla pomysłodawców Rojstu. Ten serial nie tylko zachęci widzów do skorzystania z usługi, ale przede wszystkim jasno pokaże włodarzom serwisu, że tego typu widowiska to kierunek, którym warto podążać. Nie tyle stawiać na produkcje oryginalne, ile inwestować w tytuły wizytówki, których konkurencja będzie zazdrościła, a widownia łaknęła.
Jednak zanim Rojst trafił pod strzechy, nawet pomimo tego, iż przyznałem mu trzecie miejsce w rankingu pięciu najlepiej zapowiadających się rodzimych seriali drugiej połowy 2018 roku, byłem raczej realistą niż optymistą. Spodziewałem się niezłej produkcji, ale nie na aż takim poziomie.
Dlatego, zanim przejdę do fabuły, którą powinienem opisać kilka akapitów wyżej, jeszcze bardziej wyłamię się ze stereotypowego pisania recenzji i nakreślę tło tego, jak Rojst oglądałem.
Premierowy odcinek pojawił się na ShowMaksie akurat wtedy, kiedy skończyłem siódmy epizod drugiego sezonu brytyjskiego kryminału Marcella. Tym samym miałem świeże spojrzenie i mogłem z powodzeniem pokusić się o porównanie. Z którego Rojst wychodzi obronną ręką. Nie twierdzę, iż jeden serial jest lepszy od drugiego, co bardziej chcę odnotować, że rodzima produkcja nie odstaje w żadnym stopniu od widowiska stacji ITV i Netflixa. Obie produkcje, w swoim gatunku stoją na światowym poziomie. Każda z nich broni się na swój sposób. A trzeba mieć w pamięci, że na wyspach wiedzą jak się robi kryminały. Kto widział takie seriale jak Luther czy Line of Duty, ten wie, o czym piszę. Jednak oglądając Rojst ani przez chwilę nie miałem poczucia, iż patrzę na widowisko biedniejsze lub zaledwie niezłe jak na Polskę.
Rojst zapewne spodobałby się poza krajem. Nawet pomimo tego, że dotyka rzeczy bardzo lokalnych i specyficznych z uwagi na czasy, w których rozgrywa się akcja.
A wszystko zaczyna się od przerażającego zdarzenia. Pod małym miastem na południowym zachodzie Polski, w głębokich latach 80., wiejskie dziewczę sunie przez las z bańką na mleko. Widok, który jej się ukazuje, znacząco odbiega od mleczarza. Trafia na dwa trupy z poderżniętymi gardłami. Pod nóż poszedł miejscowy partyjny działacz i prostytutka, która najprawdopodobniej owemu politykowi nie zdążyła zapewnić usługi, za którą miał jej zapłacić.
Winny szybko się znajduje, bo praca wszelkich służb w latach 80. miała to do siebie, że jeśli chciało się kogoś chronić lub zamieść pod dywan śmierdzącą sprawę, trzeba było działać szybko i sprawnie. Niekoniecznie dochodząc prawdy.
Głównymi bohaterami Rojstu są dwaj dziennikarze. W starego wyjadacza Witolda Wanycza bezbłędnie wcielił się Andrzej Seweryn.
Obdartego ze złudzeń pismaka poznajemy na chwilę przed jego planowanym oderwaniem się od beznadziei panującej w komunistycznym państwie, w którym kontrabandą było nawet sprowadzanie albumu ze sztuką. Co boli człowieka wrażliwego na tego typu rzeczy. Wanycz żyje we własnym świecie, uciekając się po pracy do lektur. Jego najgłębsza relacja międzyludzka to niebezpiecznie bliska znajomość ze sporo młodszą prostytutką.
Na drugim biegunie jest Piotr Zarzycki, którego gra nie gorzej Dawid Ogrodnik. Młody, świeżo ożeniony, spodziewający się dziecka dziennikarz, mający zastąpić Wanycza w redakcji. Chłopak wyjechał z Krakowa, aby zerwać z łatką syna wysoko postawionego szychy partyjnego. Ma pasję, ma chęci i chce podbijać świat. Zapomina jednak o tym, o czym pamięta jego starszy kolega. W Polsce nie pisze się o prawdzie. W Polsce pisze się to, czego chce hegemoniczny byt, jakim w tym czasie była szeroko pojęta partia.
U Wanycza widać, że pomimo rezerwy, ciągle ma ostrą jak brzytwa dziennikarską żyłkę i gdzieś podskórnie świta u niego myśl, by dotrzeć do prawdy. Nawet jeśli nie dla czytelników, to dla własnej satysfakcji. Z kolei głupiutki w swej nieświadomości Zarzycki na własną rękę próbuje pozbierać i ustalić fakty. Nie wie jeszcze, że w ten sposób pakuje innych i zapewne siebie również w tytułowe bagno (słowo rojst to regionalizm oznaczający bagniste miejsce, porośnięte mchem i krzakami).
Duet to z pozoru niedopasowany, ale śmiem sądzić, iż w pewnym momencie starszy dziennikarz zobaczy w młodszym koledze swoje odbicie z czasów młodości. Wydaje mi się również, że panowie pomimo różnicy wieku, a co za tym idzie również w doświadczeniu, tak dziennikarskim, jak i życiowym, wiele się od siebie nauczą. Może nawet zaprzyjaźnią. Będą mieli ku temu okazję, gdyż w czasie wspomnianych morderstw doszło również do podwójnego samobójstwa młodej pary, a pytania zadawane przez Zarzyckiego pakują jeszcze inną osobę do trumny. Tym samym praca zawrze.
W Rojście wiele się dzieje, chociaż narracja jest nieco ospała. Momentami wręcz wysmakowana. To jeden z tych seriali, który warto obejrzeć chociażby dla samej otoczki.
Co nie znaczy, że będziecie mieli czas się nudzić. Jednocześnie zaobserwujecie wysmakowany kunszt twórców, którzy usytuowali serialową zbrodnię w ciekawym okresie. Lata 80. to ponury czas w historii Polski. Wszelkie patologie PRL kotwiczyły z systemem przeżywającym apogeum zawirowań politycznych i społecznych. Ludzie żyli w skrajnej beznadziei, która wręcz weszła w ich krwiobieg. Dziś wiemy, że ten wirus wielu toczy nadal. Wtedy ludzie, zamiast utyskiwać nad swoim losem, przyjmowali go z całą makabrą inwentarza, kombinując na lewo i prawo, by choć trochę poprawić swój byt. Niewytrzymujący presji nieszczęśnicy kończyli kilka centymetrów nad ziemią z niezbyt szykownie zaplecionym sznurem wokół szyi.
Na taką ekranową rzeczywistość się przygotujcie, bo dokładnie taki obraz naszego kraju spotykamy w Rojście. Chociaż pamiętam ten czas jak przez mgłę, dzięki sugestywności twórców jestem w stanie uwierzyć ich wizji Polski z tamtych dni. Zadbano o wszelkie szczegóły – modę, lokalizacje, a także takie niuanse, jak lokalna gazeta z tamtych czasów, dzierżona przez statystę na stacji. Na trzy kwadranse zapomniałem, iż obcuję z fabułą. Dałem się ostro wkręcić w świat przedstawiony.
Rojst bardzo sprawnie łączy kilka niezwykle interesujących rzeczy. Zbrodnię usytuowano w interesującym okresie, ale to wszystko pozostaje tłem i punktem wyjściowym do śledztwa dziennikarskiego.
Całość ubarwia świetnie dobrana ścieżka dźwiękowa z hitami z tamtych lat, która współgra z dosyć obrazową brutalnością. Mam na myśli nie tylko brutalność w klasycznym znaczeniu tego słowa, ale też językową i jak widać było w prologu serialu, także cielesną. Rojst to zdecydowanie nie jest pozycja dla dzieci. Jednak w serial nie eskaluje mięsistymi elementami, a z wyczuciem wkłada je w miejsca, do których pasują.
Nie wiem, jaka będzie reszta sezonu, ale premiera Rojstu to zdecydowanie najlepszy pierwszy odcinek polskiego serialu kryminalnego w dziejach.
Tym samym ShowMax po miesiącach posuchy i raczej słabszych pozycji, wreszcie dorobił się oryginalnej produkcji, której konkurencja może platformie pozazdrościć. Być może do czasu, bo walka o widza trwa w najlepsze, ale dziś Rojst jest najgorętszym rodzimym serialem. Ostatnia część tego pięcioodcinkowego widowiska pokaże, czy były to dobre początki dobrego, czy złego.
Niedługo sprawdzimy także, co przyniosą kolejne miesiące, bo TVN wystartuje na początku września z Pułapką, Netflix niedługo pokaże 1983, HBO Ślepnąc od świateł, Polsat stworzył Ślad, przypominający nieco CSI, a Canal+ zaoferuje ciekawie zapowiadający się thriller szpiegowski Nielegalni.
Aczkolwiek na razie pozostało nam śledzenie Rojstu. Do czego namawiam, bo widowisko po prostu mnie połknęło i nie mogę doczekać się przyszłej niedzieli, żeby sprawdzić, jak rozwinie się fabuła jednego z najlepszych tegorocznych seriali. Najlepszych na świecie, nie tylko w Polsce.
Rojst w serwisie ShowMax
Rojst (2018) - sezon 1 odcinek 1
Nazwa: Rojst
Opis: Głównymi bohaterami serialu Rojst są dwaj dziennikarze, którzy badają sprawę tajemniczego morderstwa.
Werdykt
Pierwszy odcinek Rojstu z powodzeniem pozuje na najlepszy serial kryminalny, który powstał w Polsce. Warto, a właściwie trzeba, jeśli lubicie historie mrożące krew w żyłach.
Potwierdzam, pilot genialny. Nie przypominam sobie żadnego wcześniejszego polskiego serialu na tak wysokim poziomie i tak interesującą fabułą. I co najważniejsze: w końcu słychać dialogi! 🙂
Haha… Z tymi dialogami to prawda. O dziwo też zwróciłem na to uwagę.