Kevin Feige, prezes Marvel Studios, najprawdopodobniej nie będzie aktywnie produkował kolejnych filmów o Spider-Manie z powodu niezdolności osiągnięcia porozumienia pomiędzy Disneyem a Sony. Poszło o nowe warunki, czyli o pieniądze.
Podpisanie przez Disneya i Sony umowy o współdzieleniu postaci Spider-Mana kilka lat temu było wielką rzeczą. Fani byli zachwyceni, Marvel Cinematic Universe wzbogaciło się o ważną dla tego świata postać, a Sony znowu zaczęło dzięki tym filmom zarabiać pieniądze i zyskało w opinii widzów. Jednak to wszystko chyba właśnie idzie na marne, bo jak zaznaczył jeden z dziennikarzy – Sony postanowiło nadal zdobywać tytuły mistrza, ale bez drogiego Michaela Jordana, którym w świecie filmu jest Kevin Feige. Człowiek, który doprowadził do tego, że Spider-Mana znowu pokochały tłumy.
Jednak Disney i Sony niedoszli do porozumienia w kwestii prawa do równego podziału kosztów i zysków. Spór między przedsiębiorstwami miał trwać od miesięcy. Brak nowej umowy sprowadza się do tego, że Kevin Feige nie będzie brał udziału w kreowaniu kolejnych filmów o Spider-Manie, a superbohater nie będzie pojawiał się w kolejnych widowiskach produkowanych przez Marvel Studios.
Od sukcesu do konfliktu
Brak porozumienia nastąpił niedługo po sukcesie drugiego z nowych filmów o Spider-Manie, który został zrealizowany w koprodukcji z Marvel Studios. W tym tygodniu Spider-Man: Daleko od domu pobił wynik Skyfall i stał się tym samym najbardziej dochodowym filmem w historii wytwórni Sony.
Ponoć w fazie przygotowywania były kolejne dwa filmy o Spider-Manie, które miał wyreżyserować, jak poprzednie części, Jon Watts. Tom Holland miał nadal wcielić się w Petera Parkera.
5 centów z każdego dolara
Poza współfinansowaniem, a tym samym równym dzieleniem zysków z filmów o Spider-Manie, Disney chciał podobnej sytuacji w przypadku innych widowisk wywodzących się z tej licencji (Venom 2, Morbius, Kraven the Hunter, oraz przygody Silver Sable i Black Cat). Sony odrzuciło ofertę i nie szukało kompromisu. W końcu gra toczyła się o wielkie pieniądze, z których ciężko zrezygnować.
Przewodniczący filmowemu oddziałowi Sony Tom Rothman i Tony Vinciqurra, nie chcieli dzielić się swoją największą marką, pomimo wypracowanego z Disneyem sukcesu. Sony zaproponowało obecny podział zysków, czyli 5 centów z każdego dolara dla Disneya i twardo przy tym obstawało.
Marvel ma co robić
Chociaż wizerunkowo można sytuację zaliczyć jako wtopę, to Marvel Studios ma ręce pełne roboty. Firma przygotowała mocną ofensywę na najbliższe dwa lata, a w kolejce czekają kontynuację hitowych filmów i miniseriale dla Disney+. W rękach Kevina Feige znalazły się także dwie marki – Fantastyczna Czwórka i przebogaty świat X-Men – które ewentualnie zrekompensują widzom niesmak po tej stracie.

Kevin Feige doprowadził do tego, że pomimo zmęczenia widzów postacią Spider-Mana, porwał tłumy kinomanów pomimo poprzednich wtop Sony. Prezes Marvel Studios od ponad dekady produkuje kilka filmów rocznie i może poza Niesamowitym Hulkiem, żaden z nich nie okazał się porażką finansową. To pod jego okiem Spider-Man pierwszy raz przebił się przez magiczną barierę miliarda dolarów przy światowych kasach biletowych. Podobno Kevin Feige również pomagał przy produkcji Venoma, który także okazał się hitem.
Nadzieja?
Podobno piłka jest ciągle w grze i Sony może jeszcze dojść do porozumienia z Disneyem, ale szanse na to są coraz niklejsze i tym samym coraz bardziej wizualizuje się nam wizja Marvel Cinematic Universe ponownie bez Spider-Mana. A może zdarzy się jeszcze jakiś cud, firmy się dogadają i zobaczymy kolejną część Spider-Mana, którą wyprodukuje Kevin Feige. W końcu to on nadał temu wszystkiemu bieg i zapewne już dawno temu zaplanował przyszłość dla tego superbohatera na dekadę do przodu. Jeśli nie, to czeka nas najwyżej Spider-Man: Nie mogę wrócić do domu od Sony.
Myślicie, że Sony podjęło dobrą decyzję, odmawiając Disneyowi? Czy firma pożałuje tego, iż z powodów finansowych odrzuciła dalszą współpracę z Marvel Studios? A może jeszcze się dogadają? Dajcie znać w komentarzach, co myślicie o tej sprawie.
Źródło: Deadline