https://www.youtube.com/watch?v=jLn2xeJgQeM
“Obcy” w ruskim wydaniu – ktoś, gdzieś napisał o “Sputniku”. Brzydko, ale trafnie.
“Sputnik” to kolejny rosyjski film zakochany w hollywoodzkim kinie gatunkowym. Tym razem Egor Abramenko zabrał się za fantastycznonaukową opowieść o międzygwiezdnym pasożycie, który wkrada się w łaski ludzkiego układu pokarmowego. Brzmi znajomo, prawda? Podobnie było w przypadku “Obcego” Ridleya Scotta. Z tą różnicą, że potwór ze “Sputnika” ląduje z kosmonautami w mateczce Rosji. Tam jest badany przez tęgie umysły, jeszcze wtedy Związku Radzieckiego, gdyż akcja widowiska rozgrywa się we wczesnych latach 80.
W “Obcym” mieliśmy Sigourney Weaver wcielającą się w niezatapialną Ripley, a w “Sputniku” Oksana Akinshina jako Tatyana Klimova odkrywa krok po kroku potworności potwora.
Ta twarz mi już gdzieś mignęła – pomyślałem, gdy zobaczyłem Akinshinę (Akinshinową?). I faktycznie, aktorka siłą rzeczy musiała zapaść mi w pamięć, gdyż pojawiła się wcześniej w filmach “Lilja 4-ever” czy “Krucjata Bourne’a”. Tutaj wcieliła się w neurofizjologa badającego ocalałego astronautę. Okazuje się, że wylądował z czymś wyjątkowo nieprzyjemnym i niebezpiecznym – z potworem, który skrył się w jego bebechach i wychodzi z mężczyzny, gdy ten zapada w sen.
Później już się dzieje. Zaczynają się naukowe odkrycia, flaki, odkrywanie tajemnic tajnej placówki, jeszcze więcej flaków, rodzą się coraz głębsze konflikty, a potwór powoduje, że flaki wręcz latają w powietrzu, aż cały galimatias się kumuluje, flaki latają, gdzie popadnie i niedługo później pojawiają się napisy końcowe. To brzmi jak jedna wielka jatka, ale spokojnie, w filmie jest zarówno czas na wolty, spokojniejszą narrację, jak i dialogi. Cała rzecz kręci się wokół okiełznania potwora i zamienienia go w broń. Tatyana to buntowniczka i postanawia całą sytuację rozwiązać po swojemu.
I to się całkiem nieźle na początku ogląda.
Efekty specjalne może i nie są wyjątkowo specjalne, ale ciężko im wiele zarzucić. Ich najmniej ciekawym elementem jest sam potwór, który mógł być jedną z horrorowych ikon. Nie będzie. Jest byle jaki. Niektórzy nawet stwierdzą, że nieprzyjemnie nieciekawy.
Ponadto wstęp to porządna opowieść z pogranicza horroru i fantastyki naukowej. Później robi się gorzej. Wychodzą jakieś dziwne historie, a zamiast budować napięcie, filmowcy postawili na nieciekawy dramatyzm oraz niezbyt zajmujące rozterki bohaterów. Zamiast wielkiego finału dostaliśmy zapychacz czasu ekranowego czymś, co nakręcono bez większego pomysłu.
Mimo wszystko “Sputnik” ma w sobie coś ze starego dobrego sci-fi z lat 70. czy 80.
To prosta, niezobowiązująca, dosyć przyjemna, ale nieco zawodząca opowiastka do szybkiego zapomnienia. Jeśli jednak szukacie zapierającego dech w piersiach widowiska, które wciąga w pierwszych minutach i trzyma w napięciu do samego końca, to ten film nie jest dla Was. Za wiele od niego nie wymagajcie.
Recenzja filmu "Sputnik"
Werdykt
Za wiele od “Sputnika” nie wymagajcie.