Wczoraj napisałem artykuł o listopadowych premierach Netflixa. Chciałem mieć go za sobą i zabrać się za kolejne rzeczy. Niestety, jak to w życiu bywa, co rusz coś nas lubi zaskoczyć. Redaktor Super Expressu dopuścił się plagiatu, kopiując duże fragmenty z Popkulturystów.
Jestem maniakiem ubogacania wiedzy nt. działania algorytmów sieciowych. Dlatego często sprawdzam pozycjonowanie poszczególnych tekstów mojego autorstwa w Google.
Wpisując w wyszukiwarkę netflix listopad 2017, nieledwie się zaskoczyłem.

Cieszy pierwsza pozycja w Google, ale jeszcze sprawdziłem, co piszą o listopadowych premierach Netflixa inni. Serwis Spider’s Web Rozrywka jak zwykle dostarczył dobry tekst. Po tym, co zobaczyłem w SE.pl, nie mogłem przestać przecierać oczu.
Oto przykłady plagiatu Super Expressu:
Popkulturysci.pl o Grace i Grace:
Chociaż widowisko już można oglądać gdzieniegdzie, to oficjalna premiera w Polsce odbędzie się na początku listopada. Grace i Grace to 6-odcinkowy miniserial oparty na powieści Margaret Atwood, która pisząc swoją wielokrotnie nagradzaną książkę, opisywała prawdziwe zdarzenia. Produkcja sportretuje życie Grace Marks, biednej irlandzkiej emigrantki oskarżonej w 1843 roku o zamordowanie swojego pracodawcy. Jednak Grace nie pamięta niczego z dnia morderstwa. Po dekadzie dr Simon Jordan próbuje pomóc kobiecie odzyskać utracone wspomnienia.
Warto odnotować, że serial jest całkiem nieźle oceniany. Użytkownicy IMDB dają mu na razie 8,2/10 przy 362 głosach. Ma również 100% pozytywnych recenzji z pięciu zagregowanych na Rotten Tomatoes, których średnia to 8/10. Na pewno będę oglądał.
Super Express o Grace i Grace:
Thriller, którego plakat przypomina nam trochę “Opowieści podręcznej”. Jednak na tym podobieństwa się kończą. Grace i Grace to 6-odcinkowy miniserial oparty na powieści Margaret Atwood, która pisząc swoją wielokrotnie nagradzaną książkę, opisywała prawdziwe zdarzenia. Produkcja sportretuje życie Grace Marks, biednej irlandzkiej emigrantki oskarżonej w 1843 roku o zamordowanie swojego pracodawcy. Jednak Grace nie pamięta niczego z dnia morderstwa. Po dekadzie dr Simon Jordan próbuje pomóc kobiecie odzyskać utracone wspomnienia.
Popkulturysci.pl o Lady Dynamite:
Kontynuacja przygód Marii Bamford. Serial komediowy zaskarbił sobie serca krytyków nieco bardziej niż widzów (8,25/10 na Rotten Tomatoes i 7,6/10 na IMDB). Opowiada o kobiecie, która traci rozum, a później go odzyskuje. Nie oglądałem pierwszego sezonu, ale według opisu Netflixa mamy do czynienia z nieco surrealistycznym widowiskiem.
Super Express o Lady Dynamite:
To kontynuacja przygód Marii Bamford. Serial komediowy zaskarbił sobie serca krytyków nieco bardziej niż widzów (8,25/10 na Rotten Tomatoes i 7,6/10 na IMDB). Opowiada o kobiecie, która traci rozum, a później go odzyskuje.
Popkulturysci.pl o Blazing Transfer Students:
Aktorski remake popularnego anime z początku lat 90. Zapowiada się na dużo walk i dziwactw z Kraju Kwitnącej Wiśni. Pewnie wyłącznie dla oddanych fanów i wytrwałych widzów.
Super Express o Blazing Transfer Students:
Aktorski remake popularnego anime z początku lat 90. Zapowiada się na dużo walk i dziwactw z Kraju Kwitnącej Wiśni. Pewnie wyłącznie dla oddanych fanów i wytrwałych widzów.
Itd. itp. W przypadku ostatniego cytowanego fragmentu – redaktor nawet nie potrafił poprawnie przekopiować tytułu serialu, używając Lazing Transfer Students. Lazy to jest on…
Nie jestem z wykształcenia dziennikarzem. Jednak zdrowy rozsądek i doświadczenie w kilku redakcjach podpowiada mi to, co powinienem robić, kiedy posługuję się cudzą treścią. Przede wszystkim informuję o źródle i linkuję do niego. Przypomnę tym, którzy nie pamiętają, co robimy, kiedy cytujemy treść:
- Cytat musi być rozpoznawalny. Czytelnik musi wiedzieć, które słowa są słowami autora, a które są cytowane. Brak odróżnienia cytatu od reszty tekstu stanowić będzie naruszenie praw autorskich. Można w takim przypadku mówić o popełnieniu plagiatu.
- Cytat musi być wyraźnie oznaczony co do autorstwa i źródła, i to w każdym przypadku, w którym się pojawia. Nie wystarczy samo ogólne odwołanie się do autorów lub dzieł w końcowym zestawieniu bibliografii lub źródeł. Brak wyraźnego oznaczenia cytatu stanowić będzie naruszenie praw autorskich. W przypadku przytaczania cytatów, których autorstwo nie jest znane (rozpowszechniane były anonimowo), należy taką okoliczność również zaznaczyć.
- Zamieszczenie cytatu musi być uzasadnione celem – ma służyć wyjaśnianiu lub nauczaniu, krytycznej analizie lub prawom gatunku twórczości.
- Cytat pełni funkcję pomocniczą – ma służyć uzupełnieniu i wzbogaceniu dzieła, nie może go natomiast zastępować, ani tworzyć jego zasadniczej konstrukcji. Tworzone dzieło ma być samoistne, nie może polegać na przytoczeniu cudzej twórczości, ewentualnie jedynie z własnym, krótkim komentarzem. Nie może być również serią cytatów, nawet gdyby to były cytaty z różnych dzieł i autorów. Cytaty w samoistnym dziele powinny mieć rolę podrzędną. Nadmierne, zbyt obszerne i nieuzasadnione korzystanie z cytatów również stanowi naruszenie praw autorskich.
Czytam na Wikipedii.
Autor wpisu z Super Expressu nie spełnił żadnego z powyższych warunków. Nie będę popadał w jakąś cudaczną wariację na temat syndromu sztokholmskiego. Dlatego nie mam zamiaru pochylać się nad jego przewinieniem.
Super Express nie poinformował swoich czytelników, że jestem autorem tych fragmentów; nie odnotował, z jakiej strony owe fragmenty pochodzą; nie zamieścił łącza do mojego wpisu. SE.pl zrobił jedno wielkie NIC.
Popkulturysci.pl to na razie niewielka strona. Publikuję na jej łamach kilka tekstów dziennie. Po trzech miesiącach działania mam kilkanaście tysięcy unikalnych użytkowników miesięcznie i rosnę. Kiedy molochy pokroju Super Expressu dopuszczają się takich działań, to dzieje się naprawdę bardzo źle.
Chciałem rzecz załatwić polubownie, bo najpewniej była to słabość jednego człowieka. Dlatego wysłałem do Super Expressu email z żądaniem usunięcia owego wpisu, co rzeczowo umotywowałem. Jak się jednak okazuje, swój czas i energię poświęconą pisaniu emaila zużyłem bezsensu. Skrzynki emailowe redakcji są tak zapchane, że niemożliwe było dostarczenie mojej korespondencji.

Boże – pomyślałem – jak oni tam pracują…
Przyszło mi do głowy, że spróbuję skontaktować się z nimi przez Facebook lub Twitter, ale ostatecznie doszedłem do wniosku, że nie będę się męczył, skoro to nie ja zawiniłem. Ostatnim krokiem było zgłoszenie naruszenia praw autorskich do Google.
Pamiętajcie, że jeśli zauważycie tego typu treści, to możecie je zgłaszać na specjalnie stworzonej do tego stronie Google.
Tego typu wpisów bardzo nie lubię. Mam mnóstwo pomysłów, a niewiele czasu. Wracanie do rzeczy z wczoraj nie jest produktywne. I chociaż nie uważam się za jakiegoś wielkiego redaktora, to pewne standardy powinny być zachowane. Autor Super Expressu, który podpisuje się i.d. tych standardów nie zna albo nie ogarnia. To, co zrobił jest żenujące.
A ja wracam do pisania. Własnych teksów! Wiem, że to trudniejsze, ale przynajmniej staram się myśleć o sobie, jak o osobie, która ma etyczne podejście do tego, co robi.
Aktualizacja: 20:11
Super Express zmienia swój tekst. W razie, gdybym wytaczał proces sądowy, będę posiłkował się zrobionym wcześniej zrzutem ekranu z pierwotnej wersji tekstu.

Źródło: Popkulturyści, Super (tfu-tfu-tfu) Express