Syn Ameryki (American Son) – recenzja filmu

Dariusz Filipek
10 min czytania
Recenzja filmu Syn Ameryki (Netflix)

Z ostatniej chwili

Syn Ameryki nie jest filmem jakich wiele. Widowisko określiłbym bardziej mianem spektaklu filmowego. Czegoś na pograniczu kina i teatru. Produkcja miesza manierę i narrację znaną z desek scenicznych z realizacją filmową. Jeśli wcześniej spotkaliście się z czymś podobnym i ta forma Was nie porwała, to ostrzegam, iż chwalę coś, co niekoniecznie przypadnie Wam do gustu.

Syn Ameryki to kameralna, ale mocno dramatyczna opowieść, na której minimalizm składa się niewielka, bo zaledwie czteroosobowa obsada oraz jedna, kluczowa lokacja – posterunek policji. Jest późna deszczowa noc, a na komisariacie niemal pustka – przebywa tam jedynie jeden młody funkcjonariusz i Kendra, matka Jamala. Osiemnastolatek nie wrócił na noc do domu, co jest dla niego nietypowe. Chłopak jest Afroamerykaninem, a matka doświadczona bolesną historią swojej rasy, osobistymi dramatami oraz bulwersującymi wydarzeniami, które dotykają czarnoskórych w Stanach Zjednoczonych, z minuty na minutę panikuje coraz bardziej. “Gdzie jest mój syn?!” – krzyczy spanikowana kobieta, która dowiaduje się, iż zatrzymano samochód, którym poruszał się Jamal. Oficer zataił przed nią pewne fakty, a gdy tylko pojawia się biały mężczyzna, mąż Kendry, jednocześnie agent FBI, lokalnemu stróżowi prawa rozwiązuje się język.

Policjant traktuje matkę jako zło konieczne i stara się zachowywać pozory, nerwy trzymając na wodzy. Nieufną i również niemówiącą wszystkiego Kendrę irytuje protekcjonalne podejście do niej (umie się zrewanżować) i poszukiwanie jej dziecka z perspektywy jego koloru skóry. Szybko orientuje się, z jakim typem człowieka ma do czynienia. Czy syn ma złoty ząb, skąd ma bliznę na brzuchu? – o takie rzeczy pyta funkcjonariusz, który najpewniej nie zapytałby o to samo matki białego chłopaka. Pytania stara się przemycać pod podręcznikową polityczną poprawnością. Z jednej strony trochę go rozumiem, bo świat, w którym się obraca, zapewne nie jest wyjątkowo przyjemnym miejscem, ale jednocześnie miałem poczucie takiej zwykłej, ludzkiej niesprawiedliwości schowanej pod płytkością jego zachowań – wyuczonych i nabytych w czasie socjalizacji.

Kenny Leon przeniósł ze sceny na ekrany Netflixa dramat autorstwa Christophera Demosa-Browna. Zmienił obsadę, ubogacił scenografię, ale opowiedział tę samą gorzką historię, która hardo rozprawia się z kwestią rasowych nierówności społecznych.

Syn Ameryki Netflix
Syn Ameryki (Netflix)

Z minuty na minutę rzeczy robią się tylko trudniejsze, a zaginięcie Jamala lawinowo nabiera na dramatyzmie. Do głosu dochodzi nie tylko nieufność wobec policji, na którą skutecznie pracowało całe społeczeństwo, ale również podskórny brak szacunku. Pod wymuszoną grzecznością, jak i pod krzykiem ukrywa się tu wzajemną niechęć, cichą wojnę ras, która dziś nie jest przyodziana w krzykliwy biały kaptur. Nie trzeba wiele, wystarczy szczegół – jedno nieodpowiednie słowo, by na ekranie zaczęło wrzeć. Tutaj dotyczy to zarówno białych, jak i czarnych, pomiędzy którymi jest gruby mur, często niemożliwy do dostrzeżenia gołym okiem.

Syn Ameryki jest przez to opowieścią nieprzyjemną, bo dotyka nas bardzo bezpośrednio i nikogo nie oszczędza. Myślę, że jeśli jest w Was nieposzanowanie do innych, to film może być twardym orzechem do zgryzienia i odrzucać. I dobrze. To również składa się na wartość tego widowiska.

Formuła produkcji nie trafi do wszystkich, bo nie ma tu filmowej dynamiki, wielu lokacji, a zaprezentowana rzeczywistość jest relatywnie statyczna.

Syn Ameryki recenzja
Syn Ameryki (Netflix)

To nie jest widowisko przetłumaczone z języka teatralnego na filmowy. To sztuka żywo przeniesiona z desek teatru do świata filmu. Poza nielicznymi scenami uzupełniającymi dramaturgię (ostatecznie niepotrzebnymi), akcja rozgrywa się w jednym pomieszczeniu. Widzieliśmy to nieraz, chociażby w Dwunastu gniewnych ludziach czy Rzezi. Uwielbiam takie intymne adaptacje i jestem wielkim orędownikiem teatralnych filmów. Co więcej, uważam, iż surowe spektakle filmowe są tym, czego brakuje pierwszoligowym platformom streamingowym.

W Synu Ameryki ascezę teatralnych wnętrz zastąpiono bogactwem detali, a perspektywę widza spoglądającego w stronę sceny, zamieniono na sprawnie poruszającą się po planie kamerę, która prezentuje akcję z wielu perspektyw. Takie rzeczy zmieniają doznanie, ale mimo wszystko ciągle więcej tu doświadczenia teatralnego niż filmowego. Pogłębiają to aktorzy, którzy co prawda nie patrzą w stronę widza, nie są na wyciągnięcie ręki, ale to z jakim zacięciem skupiają się na narracji, nie na otoczce, jest bliższe sztuce teatralnej niż cokolwiek innego. Produkcja Netflixa to ciągła rozmowa, która prowadzi nas przez kolejne etapy życia bohaterów, doświadczenia, uczucia, które w tradycyjnym kinie są opowiadane zazwyczaj dosłownie – obrazem. Tutaj słowem.

Można zarzucić reżyserowi, iż wymusił na artystach teatralną grę, która momentami zahacza o klimaty znane z oper mydlanych, ale zrozumiałem i zaakceptowałem ten zabieg.

Syn Ameryki film
Syn Ameryki (Netflix)

Gdybym nie zgodził się na pewną konwencję, w którą ubrano Syna Ameryki, zapewne czyniłbym twórcom niezliczone zarzuty z każdej minuty spędzonej przed ekranem. Jest w tym wszystkim pewne nadęcie, umowność, są też przerysowania. Jednak dzięki temu mocno skupiłem się na tym, co się dzieje pomiędzy postaciami. Przestałem widzieć jednolite, niemal niezmieniające się tło, które ubarwiały wyłącznie niemrawe efekty dźwiękowe, a zacząłem patrzeć na ekspresyjną moc dramatu.

Aczkolwiek mam również świadomość, iż Syn Ameryki przejaskrawia rzeczywistość, gdyż upycha w półtoragodzinnej pigułce tak wiele, że ciężko nie ponarzekać nieco na sztuczność sytuacji i wymuszenie pewnych elementów narracji. Jakkolwiek to jest umowa pomiędzy twórcą a widzem, którzy godzą się lub nie godzą na taką dydaktykę i styl.

Ostatecznie widowisko niekoniecznie skupia się na opowiadaniu historii, w której pojawiają się problemy, ale bardziej opowiada o problemach, którym towarzyszy jakaś historia.

Syn Ameryki recenzja filmu
Syn Ameryki (Netflix)

Ton temu wszystkiemu nadaje wyrazista, ekspresyjna i intensywna gra Kerry Washington. Dzięki niej dramat i niepokój matki, bezbronnej wobec zwalającego się na nią świata, jest więcej niż odczuwalny – on wręcz boli serce.

W obsadzie są jeszcze Steven Pasquale jako mąż Kendry oraz Jeremy Jordan, który wcielił się w początkującego policjanta. Próbowali dotrzymać kroku koleżance i chociaż poszło im sprawnie, to nie było w nich takiej mocy i oddania.

Jest jeszcze Eugene Lee, który wcielił się w czarnoskórego porucznika. To najmniej teatralna, jednocześnie najsmutniejsza, bo całkowicie pozbawiona złudzeń postać. Nie daje nadziei i oddziela grubą kreską świat czarnych i białych. Przed kamerę wchodzi dosłownie na kilka chwil, ale pod koniec kradnie widowisko nie tylko swoją grą, ale również tym jak go napisano.

Odbiór Syna Ameryki zależy przede wszystkim od dwóch rzeczy – czy jesteśmy w stanie zaakceptować formułę i zacięte moralizatorstwo.

Syn Ameryki American Son
Syn Ameryki (Netflix)

Ten film mógłby być sumieniem wielu, ale może być zbyt trudny do przełknięcia, bo wszystkim się w tym obrazie dostaje. Obrywa się zarówno czarnej matce, białemu ojcu, ich nieobecnemu synowi, białemu i czarnemu policjantowi. Każdemu, kto wkracza na scenę. Syn Ameryki pokazuje, iż wielu z nas próbuje zachowywać się przyzwoicie, ale nie ma jednego modelu czy złotego środka ku przyzwoitości. Pozostają jedynie próby – mniej lub bardziej udane, mniej lub bardziej karkołomne, mniej lub bardziej sztuczne i wymuszone. To widowisko podskórnie krzyczy o czas, w którym wreszcie przestaniemy myśleć o rasach. Jednocześnie pokazuje, że mamy jeszcze sporo do przepracowania.

Ukłony przed Netflixem, że wychodzi ze strefy komfortu i próbuje czegoś nieco innego.

Syn Ameryki film netflixa recenzja filmu
Syn Ameryki (Netflix)

Pośród setek filmów i seriali – raz lepszych, raz gorszych – serwis pozwala twórcom odejść od bezpiecznych i wypracowanych formuł. To ubogaca odbiorcę lawinowo zalewanego sformatowanymi widowiskami, które zamykają filmy w ciasnych pudełkach. Ponadto Netflix kolejny raz pozwala widzom nie tylko się rozerwać, ale również zmusić ich do myślenia. O co dziś naprawdę trudno.

Mam świadomość, że Syn Ameryki może wielu zaboleć (i dobrze!), że może być niewygodny (jeszcze lepiej!), że nie daje prostych odpowiedzi (myślcie!), że… Sprawdźcie sami, jak będziecie się czuli, kiedy kurtyna opadnie. Nieważne czy film Wam się spodoba, czy nie, ale wydaje mi się, że odbiór widowiska na poziomie przekazu, wiele powie o Was samych. Tak to już jest, że “aby kogoś zrozumieć, trzeba przyjąć jego perspektywę” – stwierdził Atticus Finch w Zabić drozda. A ta historia, chociaż klarowna, to jest w niej wiele do przetrawienia.

Film Syn Ameryki w serwisie Netflix >>

Syn Ameryki (American Son) - recenzja filmu
7/10

Werdykt

Nietypowy, niedoskonały, ale ważny i poruszający.

Bądź na bieżąco z najnowszymi wiadomościami – dołącz do nas w mediach społecznościowych!

Jeśli chcecie być na bieżąco, śledźcie nas na Threads, Facebooku, Twitterze, Linkedin, Reddicie i Instagramie. Zachęcamy również do subskrypcji naszego kanału RSS na Feedly lub Google News. W razie pytań lub sugestii piszcie do nas na [email protected]. Dołączcie do naszej społeczności i bądźcie zawsze na czasie z najnowszymi trendami i wydarzeniami! Nie zapomnijcie wpaść na nasz YouTube.

Zostaw komentarz