Będą spoilery, bo j***e love story musi trwać ku uciesze widzów, którzy w swoim sadyzmie pokochali, gdy w życiu Alyssy i Jamesa rzeczy się p***ą. Tym samym The End of the F***ing World wróciło z drugim sezonem i nasza para ma przynajmniej równie p***e, co poprzednio.
https://www.youtube.com/watch?v=8XvFO83LXBE
The End of the F***ing World to ciągle p***a historia o równie p***j miłości. Wszyscy ruszyli do przodu, ale jakby stoją w tym samym bagnie p***j beznadziei. Nikt nie jest szczęśliwy i nic nie zapowiada, że rzeczy pójdą w dobrym kierunku. Alyssa przeniosła się z matką na zabitą dechami wieś, gdzie oświadczyła się okolicznemu burakowi i szykuje się do ślubu. W tym samym czasie Bonnie, życiowy przegryw, która podkochiwała się w profesorze zamordowanym przez Alyssę i Jamesa, pragnie zemsty na tych, którzy z***i jej mężczyznę. Ogólnie rzecz biorąc sytuacja jest dosyć c***a.
James przeżył, chociaż długo do siebie dochodził. Mimo tego, w jak p***ą historię się wpakował z Alyssą, to ciągnie go do dziewczyny. Jednak ich ponowne spotkanie jest dosyć problematyczne. Matka Alyssy odwołała się do jego zdrowego rozsądku i za jej namową nawymyślał dziewczynie w liście, by nie r***ć dalej jej życia. Jednak uczucia uczuciami, więc młodzieniec rusza za swoją lubą, bo ma powody sądzić, iż jest ona w k***m niebezpieczeństwie. Bonnie i Clyde ery Netflixa nie mają pojęcia, że spotykają swój jednoosobowy pluton egzekucyjny. Rzeczy robią się bardzo niebezpieczne, a uczucie zagrożenia towarzyszy nam niemal od początku do samego końca sezonu.
Chociaż wraz z pierwszym sezonem materiał źródłowy z komiksu niemal całkowicie się wyczerpał, to The End of the F***ing World trwa i to trwa w świetnym stylu.
Bohaterzy ciągle p***ą sobie życia i rzadko zmieniają ubrania. I chociaż najprawdopodobniej k***o od nich capi, to wciąż mają się ku sobie. Jakkolwiek nadal są pogubieni, tkwią w uczuciu nieprzemijającej beznadziei, ale powoli dojrzewają i dochodzą do siebie – i ku sobie – w dosyć p***y sposób.
Charlie Covell świetnie zrozumiała historię i bohaterów, którym życie dał Charles Forsman w powieści graficznej. Z przytupem maszeruje dalej, nie zapominając, kim są Alyssa i James, jednocześnie tworząc zupełnie nowy rozdział w ich życiu, który w najmniejszy sposób nie wydał mi się wykrzywiony czy słabszy od tego, co czytałem na kartach komiksu i widziałem w poprzedniej odsłonie serialu. Momentami nawet bawiłem się lepiej, a sama historia wydaje się chwilami nieco inteligentniejsza, bardziej skupia się na psychologii i uczuciach dwójki p***ch nastolatków wchodzących w dorosłe życie – bez wizji na to, jak to życie będzie wyglądało i bez oszałamiających perspektyw. Wydają się totalnie s***i, ale przynajmniej mają siebie. Ze wszystkimi zaletami i wadami tego związku.
Chociaż prawdopodobnie trzeciego sezonu nie będzie, przynajmniej nie z tą scenarzystką, która zarzeka się, iż nie ma zamiaru pisać kontynuacji, to cieszę się, iż w drugim skupiła się przede wszystkim na Alyssie. Świetnie czuje dziewczynę, napisała jej oszczędne, ale przecudowne, siarczyste i nostalgiczne kwestie, a wcielająca się w nią Jessica Barden nadal jest bezbłędna w portretowaniu pogubionej bohaterki. Niestety nieco traci na tym James, który momentami jest wyłącznie kwiatkiem do kożucha, który także ma swoje momenty, ale stanowi głównie tło dla Alyssy.
Jest taka scena w siódmym odcinku drugiego sezonu The End of the F***ing World, podczas której dzieje się coś naprawdę okropnego.
Przez moment było mi przez nią k***o przykro. Okazało się, że chociaż od ponad roku tych bohaterów nie widziałem, to szybko się do nich na nowo przywiązałem. I kiedy stała im się krzywda, poczułem wewnętrzny ból, bo pomimo całego p***a i pogubienia, które ze sobą reprezentują, mocno im kibicowałem od początku do końca. A to już poniekąd wygrana dla twórców, by wzbudzić w widzu takie uczucie. Tak bardzo ich polubiłem, że mam nadzieję, iż coś jeszcze im się z***e i zobaczymy ich raz jeszcze na ekranie.
Z kolei od strony realizacyjnej to jeszcze więcej tego, co pokochaliśmy w pierwszym sezonie. Świetne zdjęcia, świetne i szybkie prowadzeni narracji i prześwietna muzyka, która została ze mną już po seansie. Ostatecznie to ciągle ta sama mocno pochrzaniona historia o miłości, która trwa mimo wszystko, a w której śmiejemy się przez łzy smutku. Fanów jedynki namawiać nie muszę do drugiego sezonu; tych, których odrzucił pierwszy, namawiać nie mam zamiaru; a osoby, które serialu jeszcze nie rozpoczęły, uprzejmie pytam: na co Wy, k***, jeszcze czekacie?!?
Serial The End of the F***ing World w serwisie Netflix >>
Recenzja serialu The End of the F***ing World (sezon 2) (Wielka Brytania: Channel 4, All 4; Polska: Netflix)
Werdykt
F***ing dobre!