The Mandalorian – sezon 1, odcinki 1-3 – recenzja serialu

Marek Jura
Marek Jura 23 wyświetleń
3 min czytania
Recenzja serialu The Mandalorian - sezon 1, odcinki 1-3 (Disney Plus)

The Mandalorian od początku budził skrajne emocje. Większość przekonywała, że Disney nie może zrobić niczego dobrego, a już na pewno nie serial o nieznanej nikomu postaci.

Niektórzy przebąkiwali, że może nie będzie aż tak źle. Zaspokoić oczekiwania jednych i drugich było niemożliwością – serial musiałby być jednocześnie brutalny i trafiać w gusta szerokiej publiczności; odwoływać się do starych dobrych czasów sprzed CGI, nie wpadając jednak w kiczowatość; wywoływać skojarzenia ze starą trylogią i stworzyć opowieść na miarę XXI wieku; wreszcie – podarować widzom historię osobistą, ale nie nazbyt kameralną, efektowną, lecz nie efekciarską. Oczywiście serial nie miał żadnych szans sprostać takim wymaganiom. Nawet entuzjaści poczynań Disneya nie sądzili, że może on odnieść większy sukces. A jednak The Mandalorian, przynajmniej na razie, zadowala wszystkich.

Akcja serialu toczy się powoli – główny bohater niespiesznie wchodzi do zapadłej kantyny, smaży blasterem kilku typów spod ciemnej gwiazdy, eskortuje przemytnika, po czym zatapia go w karbonicie. Dzień jak co dzień. Inspiracja klasycznymi westernami, z których czerpał przecież już sam Lucas, jest aż nazbyt oczywista. Ale sprawnemu widzowi udaje się wyśledzić coś jeszcze – bezimienny i wiecznie skryty za hełmem łowca nagród jako żywo przypomina Clinta Eastwooda z trylogii dolarowej Sergio Leone. Mrukliwy, niby flegmatyczny, a jednak umiejący zareagować szybko i zdecydowanie, tajemniczy i nieufny, a jednak jakimś sposobem od razu wzbudzający sympatię widza.

Za garść kredytów

Podobnie jak bohater Za garść dolarów również Mandalorianin jest postacią niejednoznaczną etycznie. Z jednej strony ciężko nazwać go klasycznym “bad guyem”, bo przecież nie pozbawia życia nikogo niewinnego, z drugiej zaś łatwość, z jaką zabija kolejnych przeciwników, może wprawić w konsternację widzów przyzwyczajonych do nieskazitelnych herosów, jakimi od dobrych kilkunastu lat raczy nas kino popularne. Ckliwa z pozoru historia spotkania z Baby Yodą – nowym bohaterem memów, nie musi jednak świadczyć o – jak piszą niektórzy internauci – “przejściu na Jasną Stronę Mocy”.

Baby Yoda (The Mandalorian)
Baby Yoda to fabularny product placement dla Disneya (The Mandalorian)

Przez cały czas widzimy bowiem zmagania się bohatera z przeszłością, o której twórcy informują nas bardzo skąpo. Wiemy, że Mandalorianin był znajdą, że razem z rodzicami (czy też opiekunami) próbował uciekać z bombardowanego miasta. Kto jednak był agresorem, kim byli rzekomi rodzice, jakim cudem udało się przeżyć – tego w pierwszych odcinkach nowego serialu Disneya się nie dowiemy. Jego chęć pomocy Baby Yodzie wcale nie musi jednak być powodowana jego “mięknięciem” – mały zielony stworek przypomina mu po prostu samego siebie.

W przypadku Mandalorianina mniej znaczy lepiej – mniej akcji, mniej wyrazistych postaci, mniej dialogów, mniej retrospekcji i kontekstu historyczno-geograficznego. Mniej wszystkiego.

Więcej jest tu tylko niedopowiedzeń. I to na każdej płaszczyźnie. Po trzech odcinkach nie wiemy, nawet wciąż jak Mando wygląda. Mimo powolnego tempa ciężko się jednak na serialu nudzić – nawet najwięksi hejterzy nowych Gwiezdnych Wojen przyznają, że serial jest najlepszym, co przydarzyło się w uniwersum Jedi i Sithów od czasu Kill ‘Em All” Imperium kontratakuje. Stawiam jednak włochate jajo przeciw sprzętom Jawów, że pod koniec akcja przyspieszy, osiągając poziom podobny co w kinowym epizodzie VIII.

Mandalorianin (Yhe Mandalorian)
Nasz Mandalorianin prezentuje się wybornie w swoim złomowym wdzianku (The Mandalorian)

Zastanawiająca jest też planowana premiera ostatniego epizodu pierwszego sezonu – odbędzie się ona już po tym, jak do kin wejdą Gwiezdne Wojny: Skywalker. Odrodzenie, co może oznaczać silniejsze powiązanie historii Mando z całą sagą. Póki co jednak musimy się cieszyć tym, co mamy – z pewnością The Mandalorian to kawał dobrego gwiezdnego westernu. Możemy tylko mieć nadzieję, że utrzyma wysoki poziom przynajmniej do końca pierwszego sezonu!

Oglądaj serial The Mandalorian w serwisie Disney+ >>

Podziel się artykułem
Zostaw komentarz