Dziennikarz to w Meksyku zawód podwyższonego ryzyka. Galopująca korupcja, handel narkotykami na olbrzymią skalę i niesłabnąca przestępczość to idealne podłoże pod to, by zabijać tych, którzy chcą o tym wszystkim mówić głośno.
Tijuana opowiada o pracy i życiu redaktorów lokalnej gazety Frente Tijuana. Punktem wyjściowym i kręgosłupem opowieści jest morderstwo polityka. Niedoszły gubernator, Eugenio Robles, zostaje zamordowany na oczach Gabrieli, która bardzo szybko po tragedii zjawia się w redakcji gazety. Chce dowiedzieć się, kto i dlaczego zlecił zabójstwo Roblesa. Uważa, że to wraz z tą redakcją ma największe szanse powodzenia dotarcia do faktów.
W tle przewijają się inne dziennikarskie śledztwa. Mamy morderstwa osób próbujących przedostać się przez granicę. Jest kwestia ulicznej prostytucji dzieci. Jesteśmy również świadkami atakowania i tłamszenia redakcji – ekonomicznie, jak i bronią palną. Pomiędzy tym wszystkim pobrzmiewa nam zabójstwo jednego z filarów Frente Tijuana. Widzimy, jak syn jednego z redaktorów próbuje budować karierę dokumentalisty, a wpada w ciepłe objęcia typa spod ciemnej gwiazdy. Obserwujemy staczającego się dziennikarza i porwanie dziennikarki. Związek fotoreporterki rozpada się na naszych oczach.

Wątków jest naprawdę sporo, ale dosyć zgrabnie przeplatają się między sobą, dzięki czemu nie tworzą poczucia chaosu narracyjnego.
Widowisko naturalistycznie obrazuje ciężką pracę redakcji i odkrywa przed widzami często niełatwe życie prywatne redaktorów. A wszystko to rozgrywa się w surowej, ale i wręcz rodzinnej atmosferze redakcyjnej. Jakkolwiek nieco męczy pompatyczny dramatyzm, który momentami wdzierał się w scenariusz duetu Zayre Ferrer i Daniel Posada (El Chapo). W takich chwilach Tijuany nie ratuje nawet całkiem przyzwoita gra aktorska w serialu, którym jedną z kluczowych ról odgrywa znany z Narcos, jak zwykle świetny Damian Alcazar.
Ponadto śledztwa dziennikarskie nie są ostatecznie zbyt skomplikowane, więc zbytnio nie pochłaniają intelektu widza. Wiele z nich się nie domyka, przynajmniej w pierwszym sezonie, przez co niektóre wątki pozostawiają uczucie niedosytu.

Od czasu Newsroomu nie widziałem wielu dobrych seriali o dziennikarstwie.
Jedyne, co mi teraz przychodzi do głowy to Press od BBC. I co serial to podejście do tematu. Newsroom mówił o misji, która rzadko spotykała się z dobrymi wynikami oglądalności. Press o nierównej walce lewicowej gazety z rozchwytywanym tabloidem. Jednak to, co łączy te seriale z Tijuaną to próba sięgnięcia po prawdę pomimo konsekwencji w świecie brudnych koneksji. I chociaż Tijuanie momentami brak szorstkiej kryminalnej ikry, a serial jest realizacyjnie najwyżej poprawny, to ogląda się go dobrze i z tyłu głowy, już po ostatnich napisach końcowych, zaświtała mi myśl, że to nie była strata czasu.

O tym, że Meksyk nie jest najcudowniejszym miejscem na świecie, dowiedzieliśmy się już z kilku innych seriali Netflixa.
Kartele narkotykowe rozpracowywano w Narcos: Meksyk, a kandydata na prezydenta grzebano w Kronikach kryminalnych: Kandydat. Tijuana pokazuje jeszcze jedną mroczną i zabójczą stronę tego kraju. Dobitnym dowodem na to jest fakt, iż w czasie kręcenia serialu zginęło 11 dziennikarzy. Od 2000 roku aż 115 poniosło największą ofiarę za niesienie prawdy. Z czego ponad 40 za obecnej administracji prezydenckiej. Warto sprawdzić ten i inne seriale o świecie, w którym życie ludzkie jest niewiele warte. Nie tylko dla rozrywki, ale i ku przestrodze.
Serial Tijuana w serwisie Netflix >>
Recenzja serialu Tijuana (sezon 1) (Netflix)
Werdykt
Tijuana nie wykorzystuje potencjału weń drzemiącego, ale to widowisko ważne i dosyć lekkie w odbiorze pomimo ciężkiej tematyki.