Chociaż nieidealny, momentami schematyczny i nieco mdły, to jednak pierwszy sezon serialu Ty był nieprzytomnie wciągający. Drugi powiela wady poprzedniego, ale jest ciekawszy, narracyjnie płynniejszy i przynajmniej próbuje być trochę mądrzejszy. To ostatnie wychodzi mu najsłabiej.
Sieroty po Dexterze dostały seryjnego mordercę na miarę nowych czasów. Joego Goldberga również da się lubić, ale antybohater serialu Ty nie morduje według żadnego kodeksu, a w porywach serca. Dexter zaspakajał swe żądze, zabijając przede wszystkim ludzi nieprawych, a morderczy instynkt Joego najczęściej ujawnia się w związkach z kobietami, które darzy uczuciem. Jednak specjalistę od śladów krwi z Miami i księgarza z Nowego Jorku łączy jedna podstawowa rzecz – to stalkerzy, którzy mieli nieprzyjemne dzieciństwa i starają się tłumaczyć sami przed sobą mordercze ciągoty.
Joe jest bardziej bezkrytyczny wobec siebie i skrajnie narcystyczny, ale nieco mniej niebezpieczny. Żyje w świecie fantazji i zdradza niezdrowy syndrom zbawcy. Jego stalkerstwo nie sprowadza się wyłącznie do gapienia się przez okno czy do podążania za nieświadomą ofiarą z daszkiem bejsbolówki spuszczonym na oczy. On wgryza się głębiej. Nałogowo przegląda media społecznościowe osób, które ma na celowniku, włamuje się do ich telefonów czy laptopów. Osacza ofiary niewidzialnym wirtualnym uściskiem. Wszystko po to, by obwinąć sobie kogoś wokół palca.

Poprzednio nie wszystko poszło po myśli Joego. Więcej. Rzeczy mocno się skomplikowały i posypały w mgnieniu oka. Dlatego bohater wyruszył ze wschodniego na zachodnie wybrzeże, by tam spróbować uciec od przeszłości.
Nasz oczytany morderca przeskrobał sobie na tyle hardo, że ma świadomość, iż niełatwo mu będzie wykpić się z całego spustoszenia, do którego przyłożył rękę w Nowym Jorku. Wybór padł na Los Angeles, gdzie bardzo szybko wpada mu w oko nowa wybranka serca. Jego miłostka, jak i poprzednia, to skrzywdzona przez los niewiasta, a nasz rycerz na białym koniu chce zawładnąć ją swoją bezwzględną miłością.

Ponadto wplątuje się w niezdrowe relacje ze swoimi sąsiadkami i stara się zgłębić mroczny sekret pewnego celebryty, który skrzywdził jedną z nich. To zaledwie wierzchołek góry lodowej, bo problemy będą się tylko piętrzyły. Tym samym u Joego po staremu. Nadal nie potrafi nawiązać zdrowej relacji i pakuje się w kolejne kłopoty. Właściwie na własne życzenie. Poza tym nieco szerzej odsłania się przed nami jego przeszłość, relacje z rodzicami, traumy z dzieciństwa, dzięki czemu dowiadujemy się, skąd wzięły się u niego liczne skrzywienia.
Drugi sezon serialu Ty przenosi na ekran kolejną powieść Caroline Kepnes traktującą o morderczych przygodach Joego Goldberga, czyli Ukryte ciała.
Kepnes udało się nie tylko stworzyć ciekawych bohaterów, ale również dostarczyła interesujący, chociaż niezbyt odkrywczy obraz otaczającej nas rzeczywistości. Dzisiejsze Los Angeles zwiedzamy z Instagramem w dłoni, który pozwala nam zarówno miasto odkrywać, jak i się nim dzielić z resztą świata. Tam co rusz Wasze drogi mogą przeciąć się z mniejszymi lub większymi gwiazdami, a rzeczywistość stanęła na głowie i nie dziwią ludzie leczący medycyną alternatywną ciężkie schorzenia czy osoby z nieufnością podchodzący do książek, które mogą nie być wegańskie.

Dzięki zdystansowanemu nakreślaniu rzeczywistości, którą twórcy z przekąsem obśmiali, dostaliśmy nie tylko serial rozrywkowy, ale również próbujący naświetlić nam dzisiejsze czasy, w których dziś jest wczoraj, a największym wygranym jest ten, kto już teraz odgadnie, co będzie jutro. Tutaj świat realny już nie tyle przeplata się z wirtualnym, ile z nim współistnieje i na tym również budowana jest opowieść, prezentująca ludzi zaplątanych w media społecznościowe, którzy żyją życiami podpatrzonymi w sieci. Są wyluzowani, zawsze na czasie, maksymalnie wolni, a jednocześnie zamknięci w swoich “wyscrollingowanych” klatkach. Smutne i ku przestrodze.
W tym wszystkim Joe, gdyby nie był kłamcą i psychopatą, byłby jedną z najnormalniejszych osób w Los Angeles.
Żyje swoim życiem, realizuje chore, ale własne marzenia i nie jest skory do chwalenia się przed światem każdą zjedzoną bułką z serem. Zamiast iść za trendami, wciąż tkwi w ukochanym świecie książek i marzy o prawdziwej, skrajnie wyidealizowanej miłości. Nie ma w niej miejsca na zdrady, eksperymenty, a życie prywatne jest dla niego nie tylko przypadkową zbitką dwóch słów.
I chociaż to drań, to nadal da się go lubić. Przez co byłem w pewnym rozkroku. Z jednej strony martwiłem się o osoby, które wziął na celownik, a z drugiej nie chciałem, by stała mu się krzywda. Kolejny raz duża w tym zasługa Penna Badgleya, który w roli Joego odnajduje się bez reszty. W drugim sezonie na jego drodze pojawia się piękna Love Quinn, w którą wcieliła się znana z Nawiedzonego domu na wzgórzu Victoria Pedretti. I trzeba jej przyznać, że również odnalazła się w swojej roli.

Jednak w serialu nie ma miejsca na wielkie aktorstwo. Mimo to bohaterzy są zgrabnie zarysowani, nierzadko z rozmysłem przerysowani i takie jest właściwie całe widowisko. Pozostały nieco cukierkowe zdjęcia, które wcześniej rozmywały szarzyzny Nowego Jorku, a teraz przejaskrawiają zgrzane Los Angeles. Serial cierpi nieco przez te zdjęcia i wciąż przypomina bardziej typowe telewizyjne produkcje niż wysokiej klasy widowiska. Do czego można szybko się przyzwyczaić, ale ciężko to polubić.
Ty w drugim sezonie kopiuje niektóre pomysły z jedynki niemal jeden do jednego, więc fani serialu dostali kolejny raz to, co znają i pokochali, a ci, którzy pierwszego sezonu nie trawią, niewiele lepiej będą bawili się przy drugim.
Jakkolwiek mogą przynajmniej go sprawdzić, nawet jeśli nie dokończyli pierwszego. Wielką zaletą kontynuacji jest to, że właściwie nie trzeba oglądać poprzedniej odsłony, by w miarę bezboleśnie wejść w opowieść dwójki. Tło zdarzeń jest dosyć solidnie zarysowane i poza jedną znaczącą postacią z pierwszego sezonu, historia jest świeża w swej powtarzalności. To dosyć rzadkie.

Ty to kanonada problemów, które od czasu do czasu wieńczy morderstwo. W tym wszystkim jedna rzecz mnie wyjątkowo drażniła. Opowieść jest snuta niemal z uśmiechem na ustach, co ma pewien powab, ale siłą rzeczy ten klimat nieco gryzie się z tym, że mamy do czynienia z thrillerem kryminalnym o mężczyźnie mordującym kobiety. Nieważne jak sympatyczny byłby Joe, jak bardzo chciałby się zmienić, trochę akuratnego mroku nie zaszkodziłoby.
Nie jest to również przesadnie mądre widowisko, kiedy próbuje widza uczyć świata. Wiedza o mediach społecznościowych, literaturze, związkach, to wszystko jest nam wykładane dosyć łopatologicznie i płytko. Na szczęście nieco mądrzej niż poprzednio, kiedy momentami wręcz widza ogłupiano i irracjonalne pomysły poganiały kolejne irracjonalne pomysły.

Ty wróci. Niech wraca!
Autorka książek Ty i Ukryte ciała zrobiła sobie przerwę od osadzonych w rzeczywistości mrożących krew w żyłach opowieści i napisała mrożącą krew w żyłach opowieść Providence: A Novel, której bliżej do typowego Stephena Kinga niż do Jeffa Lindsaya. Jednak najpewniej na fali popularności serialu, kiedy podskoczyła w rankingach czytelnictwa na Amazonie, postanowiła wrócić do świata niezdrowej miłości w dobie bezmięsnych burgerów serwowanych na instastories. Zapowiedziała, że powstaną przynajmniej dwie książki, w których wróci do Joego Goldberga, a Netflix nie był obojętny temu, że drugi sezon okazał się jednym z największych hitów serwisu w 2019 roku. Co nie dziwi, bo Ty to solidna, chociaż nieco miałka rozrywka.

Nie mam za złe serialowi uproszczeń, nierzadkiej przewidywalności i licznych powtórzeń, bo czasem potrzebujemy się rozerwać przy kryminale wagi lekkiej w stylu Sposobu na morderstwo. Widz, który właśnie tego typu widowiska szuka, tutaj odnajdzie się bez reszty. Jednocześnie ci, którzy uważają, iż kryminał powinien być wyłącznie krwistą opowieścią o mocy i ciężarze Mindhuntera, niewiele tutaj dla siebie znajdą. Ty nie jest dziełem sztuki serialowej, ale ogląda się go świetnie, lecz z nieco wstydliwą przyjemnością, kiedy ma się świadomość, iż scenarzyści sięgają po najtańsze chwyty.
Oglądaj serial Ty w serwisie Netflix >>
Recenzja serialu Ty (You) - sezon 2 (Netflix)
Werdykt
Jeśli znacie i lubicie jedynkę, to ostrzegam, że drugie Ty jest jeszcze lepsze!