Jeden świeży oryginalny serial dla nieco dojrzalszego widza, wiele zapowiedzi, w dodatku dosyć podobnych do siebie oraz mnóstwo powtórek z rozrywki – głównie skierowanych do grona familijnego. Tak można podsumować Disney+ niedługo po starcie. Ja wysiadam.
Kiedy porównać Disney+ z mocno zróżnicowanym Netflixem, który próbuje trafiać w różne gusta i grupy wiekowe, można dojść do wniosku, że maksymalnie grzeczny Disney ze swoją historią idącą w grube dekady, wypada dosyć biednie. Również pod względem liczby filmów i seriali, kiedy postawić serwis naprzeciwko Netflixowi, który wystartował w 2007 roku. Ja do tego doszedłem jeszcze przed premierą, a teraz tylko się w tym utwierdziłem.
Osoby, które przed premierą serwisu Disney+ twierdziły, że Netflix ma przechlapane i rzucą wszystko i pójdą oglądać serwis dla Myszki Miki i jej niesamowitych przyjaciół, dziś z solidnych nowości mają wyłącznie serial The Mandalorian. Przed nami kilka seriali Marvela, kilka kolejnych osadzonych w świecie Gwiezdnych Wojen, a później długo, długo nic, co można zaliczyć do oryginalnych produkcji wysokiej jakości skierowanych dla widzów powyżej 7 roku życia.
Pod tym względem Disney+ długo będzie nadrabiał dystans do Netflixa, ale również do HBO, Amazon Prime Video czy nawet siostrzanego Hulu. I śmiem sądzić, że nawet olbrzymie franczyzy nie sprawią, iż ten obrzydliwie grzeczny serwis odnajdzie się w dzisiejszym streamingu, który rządzi się zupełnie innymi prawami niż kina, gdzie obecnie Disney króluje. Tym samym Disney+ nie widzę jako serwisu pierwszego wyboru, ani nawet drugiego, a najwyżej bijącego się o trzecią pozycję.
Panie, nie ma czego tam oglądać!
Spoglądając na bibliotekę Disney+ nie mogę się oprzeć wrażeniu, że mniej więcej połowa tych produkcji to rzeczy, których obejrzeć nie chcę oraz druga połowa, czyli rzeczy, które już widziałem. Nie mam za bardzo ochoty na oglądanie kolejny raz tego, co i tak już znam, kiedy dookoła jest tak wiele nowości. Może nie dlatego, że nie chcę dla samej radości niechcenia, ale bardziej, bo nie mam na to czasu, gdyż mam ochotę odkrywać nowe rzeczy, światy, opowieści.
Po The Mandalorian Disney+ może przestać dla mnie istnieć aż do czasu, gdy na ekrany zawita The Falcon and the Winter Soldier. Nie mam zamiaru przez okres pomiędzy tymi widowiskami subskrybować Disney+ i właściwie rozpocznę ponownie płacić za serwis w ostatnim miesiącu wyświetlania serialu Marvela, żeby bezsensu nie tracić pieniędzy i nie trzymać serwisu, który osiada w kurz. W międzyczasie mam mnóstwo rzeczy do nadrobienia i odkrywania na Netfliksie, HBO GO i Amazon Prime Video.
Disney+ jest tanie, ale w porównaniu do Netflixa ma niewiele treści i niższa cena nie oznacza, że mam mniejsze wymagania.
Dziś Netflix w Stanach Zjednoczonych ma według serwisu Just Watch 5302 widowiska – 3793 filmy i 1509 serii. Dla porównania Disney+ na starcie ma 673 produkcje, z których 528 to filmy, a 145 to formy odcinkowe. W Polsce Netflix ma według Just Watch 3343 tytuły, a Upflix podaje, że 3523. Jak widać, nie są to dokładne dane, ale i tak pokazują skalę, a właściwie przepaść między Netflixem a Disney+.
Mówi się, że nie liczba, a jakość robi streaming i to prawda. Ale jako dorosły widz wolę liczbę Netflixa niż jakość Disney+. Netflix produkuje mnóstwo szrotu, ale często wypuszcza również rzeczy świetne. Disney+ poza The Mandalorian nie wypuścił niczego, co by mnie zainteresowało, a nawet ten serial jest najwyżej niezły. Wybaczcie mi, że nie jestem fanem klimatów w stylu Zakochanego kundla. Może kiedyś się poprawię.
Tym samym wracam nadrabiać najlepszy usypiacz świata, czyli The Expanse na Amazon Prime Video, który oglądałby również dorosły już Bambi.
Okazało się, że przyzwoita cena i mocna marka to dla mnie za mało, by zachwycić się streamingiem Disneya. Myślę, że nie jestem w tym osamotniony. Chociaż serwis na wstępie miał zanotować olbrzymi przypływ potencjalnych abonentów, który oscylował w okolicy 10 milionów subskrybentów, to mniej więcej w pierwszym tygodniu działania serwisu, kiedy użytkownikom kończył się okres testowy, jedną z popularniejszych fraz w wyszukiwarce Google w Stanach Zjednoczonych było “jak anulować subskrypcję Disney+”. W punkt.
Chyba od początku było wiadomo, że Disney+ będzie celował głównie w rodziny z dziećmi, a w międzyczasie w geeków mających czas na oglądanie jedynie raz w tygodniu. Ja osobiście coraz bardziej wolę oglądać raz w tygodniu niż szukać czasu na binge-watching. Ale co fakt to fakt. Poza Mandalorianem to póki co bida. Zwłaszcza że odcinki Mandaloriana strasznie króciutkie, a po dwóch odcinkach mam wrażenie, że oglądam grę niż serial.
Jedna rzecz to pisać o czymś i coś przewidywać (a krytykowałem to podejście przynajmniej z dwa razy i wytykałem inne słabe rzeczy wcześniej), a coś dotknąć i zawieść się na własnej skórze, to już zupełnie inna sprawa.
Co do The Mandalorian to czekać tydzień na kolejny 40-minutowy (powiedzmy) odcinek i mieć świadomość, że się za to płaci, to nie jest dziś nic zachęcającego. Pomijam jakość tego serialu, który zły nie jest, ale…Do wybitnego mu też daleko.
To nie dla mnie.
Kiedyś zawsze się tak robiło, płacilo się za kablówke i czekało aż wyjdzie odcinek, to między innymi uczyło cierpliwości. Dawanie całego sezonu na tacy według mnie jest głupie i uczy złych nawyków
Kiedyś filmy były czaro-białe. To były czasy.;)
Nie pamiętam prawie takich czasów więc się nie wypowiem, jednak nadal jestem zdania że polityka wrzucania Odrazu całego sezonu nie jest dobra
A ja myślę, że fajnie mieć wybór. Ostatecznie nikt nikogo nie zmusza do oglądania ciągiem.
To platforma dla młodszego widzą i wiadomo też że nowa więc nie będzie miała takiej biblioteki jak netfix, gdy ten wchodził do Polski to poprostu go wysmialem bo nie było tam nic ciekawego. Co do pierwszego mojego argumentu to napewno zainwestuje swoje pieniądze w tą platformę ze względu na dzieci, no i to że lubię markę Marvela
Nie twierdzę, że nie, ale jednocześnie nie twierdzę, ze mi się to podoba.