Lepiej byłoby, gdyby ten film nie powstał i nie popsuł mojego dobrego zdania o Danie Gilroyu, który kilka lat przed słabym Velvet Buzzsaw, zaskoczył genialnym Nocnym strzelcem.
Od czasu reżyserskiego debiutu Gilroy nie potrafi odtworzyć tamtego sukcesu artystycznego. Nie udało mu się wrócić do szczytowej formy przy okazji niezłego, ale nie tak ekscytującego Romana J. Israela. W Velvet Buzzsaw tylko obniża loty. Są tu jego znaki firmowe i bierze sprawdzonych aktorów. Widać, że to jego film i nie gra bezpiecznie. Opowiada tu dosyć abstrakcyjną historię o handlu obrazami człowieka, który malował swoje dzieła krwią. Jednak brakuje tu wywołujących mocne emocje bohaterów. Prezentuje pozbawiony złudzeń, rozszarpujący się dla pieniędzy świat sztuki i niewiele więcej. Zastąpił paparazzo żądnego sensacji z Nocnego strzelca oraz uczciwego prawnika, który na moment zbłądził z Romana J. Israela. To były postaci z krwi i kości.
Ciężko tu mówić o głównej roli, bo opowieść jest rozbita na kilku bohaterów. Ich drogi co rusz się przecinają. Jake Gyllenhaal wciela się w rozchwytywanego krytyka, który jest poważany, zna się na sztuce jak nikt, ale tak naprawdę mniej lub bardziej świadomie sprzedał się dawno temu. Postać kreowana przez Rene Russo dawno przestała żyć mrzonkami i zrobi wszystko, by sprzedawać sztukę z jak największym zyskiem. Z kolei Josephina, w którą wcieliła się Zawe Ashton z podrzędnej pracownicy niemal komicznie, bo z chwili na chwilę, przeistacza się w poważaną koneserkę. A jedynie przegrzebała mieszkanie zmarłego sąsiada, który okazał się nie tylko samotnikiem, ale i niesamowitym artystą. Jednak sama nie potrafiła odczytać wartości jego sztuki.
Świat przedstawiony jest obłąkany, koteryjny i pozerski.
Widowisko niemal scena po scenie prześmiewa prezentowaną rzeczywistość. Nieco satyryczne zacięcie Gilroya to zaledwie jedna strona medalu. Drugą jest – przynajmniej wizualnie – horror, którego wydźwięk jest równie wyrazisty. Bo oto po znalezieniu dzieł samotnika, dzieją się dziwne rzeczy. Jego obrazy nagle stają się gorącym towarem. Jednak ludzie, którzy znajdują się blisko jego płócien, giną w dziwnych okolicznościach.
Nie chcę głębiej wgryzać się w to, o czym Velvet Buzzsaw faktycznie traktuje, bo Gilroy zbudował widowisko z wielu warstw. Jedni odbiorą film bardzo dosłownie i będą zasłaniali twarz na widok wielkiego znawcy, który nie potrafi odróżnić dzieła sztuki od kilku przypadkowo porozrzucanych worków na śmieci. Inni będą doszukiwali się głębi. Scenariuszowe powłoki są niczym obraz, który poddaje się interpretacji. Niestety doszukiwanie się tego jest męczące, gdyż niczego wyjątkowo odkrywczego się nie dowiadujemy, ale to, co mamy poznać, jest niepotrzebnie porozrzucane w dziwnych miejscach.
Velvet Buzzsaw to artystyczny ściek.
Szkoda tylko, że Gilroy tak bardzo skupił się na tworzeniu filmu silącego się na bycie głębokim, a za mało czasu poświęcił na stworzenie i opowiadanie wciągającej historii. Nie potrafił też rozbawić, kiedy starał się być zabawny. Nie umiał zaprezentować prawdziwej grozy, gdy miało być krwawo. Nawet nie umiał wprawić mnie w stan irytacji, gdy wizualizował pustostan ludzkiej duszy. Ponadto Velvet Buzzsaw jest nieco nudne, a miejscami również przeintelektualizowane. Aktorzy, szczególnie ci, którzy mają więcej do zagrania, grają z niefajną teatralną manierą. Z jednej strony oddaje to sztuczność towarzystwa, o którym film opowiada, a z drugiej męczy.
Velvet Buzzsaw miał w potworny sposób naigrawać się ze sztuczności i obłudy świata sztuki. Jednak ta mordercza satyra raczej torturuje przed ekranem, niż zachwyca. Kobiety zapewne docenią widok, którym jest zupełnie nagi Jake Gyllenhaal. A ogół widzów najwyżej zachwyci się ciekawym spojrzeniem na fałsz całej tej artystycznej ferajny. Poza tym film całkiem ładnie wygląda. Jednak to za mało, żeby nazwać go dobrym.
Oglądaj Velvet Buzzsaw w serwisie Netflix >>
Ach, jeszcze Jack.
Recenzja filmu Velevet Buzzsaw (2019)
Werdykt
Velvet Buzzsaw miał w potworny sposób naigrawać się z sztuczności i obłudności świata sztuki. Jednak ta mordercza satyra raczej męczy niż zachwyca.