Miało być świetnie, a wyszło najwyżej nieźle. “W głębi lasu” to kolejny dosyć przeciętny kryminał w odcinkach na podstawie prozy Harlana Cobena, który ma mocne strony, ale… No właśnie, sporo jest tych “ale”.
Chociaż z książkami Cobena rozminąłem się kilka lat temu i nie bardzo mam ochotę do jego twórczości wracać, to obok “Nie mów nikomu” właśnie “W głębi lasu” należy do moich ulubionych czytadeł jego autorstwa. Przyznam, że byłem nieco zaskoczony, gdy dowiedziałem się, iż powstanie polska adaptacja tego poczytnego kryminału. Zaskoczony i ciekawy tego, jak Polacy przełożą amerykańskie realia na naszą rzeczywistość. Muszę przyznać, że to wyszło scenarzystom całkiem przyjemnie, bo serial jest na szczęście na wskroś polski. Z powieści wzięto szkielet, pomysł i niektóre sceny, ale cała reszta została napisana zupełnie od nowa. Niektóre mniej ważne elementy książki zostały wyciągnięte na pierwszy plan, inne ukryto w tle, a z niektórych całkowicie zrezygnowano oraz dostaliśmy wiele świeżych wątków. To mi się spodobało, gdyż nie jestem fanem powtórzeń.
Droga do rozwikłania sprawy będzie kręta i poleje się krew. W końcu “W głębi lasu” to rasowy kryminał.
Punkt wyjściowy opowieści nie jest zbyt odkrywczy. W 1994 roku na obozie w lesie zginęła dwójka licealistów, a kolejna para zaginęła bez wieści. Po latach Paweł, brat zaginionej Kamili, obecnie prokurator, trafia na zwłoki mężczyzny, którego uznaje za zaginionego przed laty chłopaka. Czy jego siostra też przeżyła? – zadaje sobie to pytanie i wraz z Laurą, dawną miłością, zaczynają prywatne śledztwo, które rozdrapie mnóstwo ran.
Opowieść toczy się na dwóch liniach czasowych – w 1994 roku, głównie na obozowisku, gdzie młodzież gra w koszykówkę, nadużywa alkoholu, uprawia seks bez zabezpieczeń i od czasu do czasu ktoś umiera. Z kolei w 2019 roku obserwujemy jak Paweł i Laura próbują rozwiązać zagadkę zbrodni, które wywróciły ich życia do góry nogami i odcisnęły na nich niezmywalne piętna. Dorośli, dopadła ich proza życia, ale nawet po latach tlą się w nich wzajemne uczucia. On ma o tyle “prościej”, że jest wdowcem, ale ona związała się ze starszym mężczyzną, przy którym czuje się bezpiecznie.
Ciężko jednoznacznie określić, co jest faktyczną siłą “W głębi lasu”.
Zdecydowanie lubię grę Grzegorza Damięckiego, który wcielił się w dorosłego Pawła. Dla mnie to właśnie on robi ten serial, idealnie wybrano go na twarz widowiska. Daje radę również Agnieszka Grochowska jako Laura, z którą Damięcki spotkał się wcześniej na planie serialu “Nielegalni”. Pojawia się gwiazda drugiego planu, czyli Cezary Pazura, niegdyś komediowy gigant, teraz grający głównie sławnych i majętnych mężczyzn w średnim wieku. I gra jak zwykle, czyli to samo. Nie wszyscy artyści mnie kupili. Szczególnie szalejąca obozowa młodzież wzbudziła we mnie mieszane uczucia. Niektórym bohaterom po prostu zabrakło wyrazu, a innym miejsca. Arkadiusz Jakubiak wcielający się w policjanta, to sama słodycz. Strasznie żałuję, że jego rola nie była większa, bo na jego grę aż miło patrzeć.
Zajmująca jest zagadka kryminalna. Widząc daleko idące zmiany względem książki, nie byłem pewien, jak to się wszystko zakończy. Droga do jej rozwiązania jest kręta i momentami intrygująca, aczkolwiek tutaj znowu pojawia się “ale”, bo ostatecznie wyszło po cobenowsku, czyli nieco dziwnie i zdecydowanie nieprzekonywająco. W międzyczasie dostaliśmy kilka wątków, które nie miały większego sensu i pod koniec nawet nie chciało mi się zastanawiać, co scenarzyści mieli na myśli. Szkoda życia. A sam finał… Jakiś był. Niestety nie zrobił na mnie większego wrażenia.
Realizacyjnie nie jest źle. Chwilami podobało mi się to, jak bezpretensjonalnie odtworzono Polskę z końca pierwszej połowy lat 90. Z drugiej strony nie ma tu na czym oka zawiesić. To zaledwie solidnie nakręcony serial, totalnie pozbawiony wodotrysków.
Z muzyką jest różnie. Fajnie, że wpleciono kilka starych, ale jarych kawałków. Już mniej fajnie, że serial dopadła “riffowa choroba”. “W głębi lasu” to kolejny rodzimy kryminał, w którym co chwilę męczą uszy gitary (myślałem, że apogeum tego dziwactwa usłyszeć można było w “Chyłce”), jakby nie było innego sposobu czy pomysłu, by muzyką dramatyzować opowieść. My w latach 90. graliśmy w podstawówce na lekcjach muzyki na cymbałkach, które zapewne bardziej ożywiłyby narrację niż kolejne gitarowe zgrzyty, które męczą uszy do znudzenia. Nie mam nic do gitar, mam wiele do powtarzalności.
Jeśli obejrzeliście wszystkie kryminały, które były do obejrzenia i jeszcze jakimś cudem macie czas wolny, to warto po serial Netflixa z braku laku sięgnąć.
“W głębi lasu” nie jest mistrzostwem świata. To kolejny polski serial kryminalny, który zaraz zapomnę. Nie bawiłem się na nim strasznie źle, jak na “Żmijowisku”, ale i nie bawiłem się na nim świetnie. Tych, którzy są ciekawi, jak Polacy przerobili prozę supergwiazdy światowej literatury kryminalnej, nie muszę szczególnie namawiać do oglądania, bo jeśli lubicie ciekawostki, to z ciekawości warto obejrzeć. To nawet lepszy serial niż inna produkcja, w której palce maczał Harlan Coben, czyli “The Stranger”, na którym mocno się zawiodłem. Rodzime widowisko jest po prostu przeciętne, ale na szczęście krótkie, bo zaledwie sześcioodcinkowe, więc nie zdążyłem się szczególnie wynudzić. Chociaż niewiele brakowało.
Oglądaj serial “W głębi lasu” w serwisie Netflix >>
Recenzja serialu "W głębi lasu" - sezon 1 (Netflix)
Werdykt
Rodzime widowisko jest po prostu przeciętne, ale na szczęście krótkie, bo zaledwie sześcioodcinkowe, więc nie zdążyłem się szczególnie wynudzić.
Mnie tam gitary urzekły – cymbałki to były w klasach 1-3, potem każdy z klasy próbował już oś na gitarze 😉 Ale jeśli kolejna zbrodnia znów będzie w lesie to ja prdl. A i grzybiarze zaprotestują
Ja musiałem później pluć we flet. To nie było spoko.