Premiera netflixowego Wiedźmina zbliża się wielkimi krokami. Po efektownych zwiastunach hype na serialową adaptację prozy Sapkowskiego przekroczył wszelkie możliwe granice. Czekają na niego nie tylko Polacy, ale też fani Wiedźmina z całego świata.
Jakkolwiek Sapkowski by temu nie zaprzeczał, lwia część tego zainteresowania to efekt rewelacyjnych gier od CD Projekt. Do premiery pozostało zaledwie kilkanaście dni, więc żeby umilić sobie oczekiwanie na spotkanie z Geraltem i spółką, zastanówmy się, czego oczekujemy po serialu Netflixa najbardziej.
5. Geralt nie będzie zbyt nieskazitelny

Henry Cavill to świetny aktor, serio. Może rola Supermana nie dała mu zbyt wielkiego pola do popisu, ale to gość z ogromnym potencjałem. Kontrowersje związane z jego angażem do roli Geralta były w dużym mierze hejtem z założenia, niemniej jedno trzeba było hejterom przyznać – Cavill jest do tej roli po prostu trochę za ładny. Nie jest to może kwestia kluczowa, pewnie nie będzie miała większego wpływu na klimat całego serialu, ale jeżeli już charakteryzatorzy nie zdecydowali się go nieco zeszpecić (co widać w zwiastunach), niech nie będzie chociaż zawsze idealnie ubrany, uczesany i czysty. Nie, żeby Geralt bał się mydła, ale wciąż jego profesja to dość… brudna robota.
4. Origin Yennefer

Tego nie było w książkach ani grach. Sapkowski tylko kilka razy wspomniał, że Yennefer była kiedyś niezbyt urodziwa i poświęciła naprawdę dużo, by stać się potężną czarodziejką. Fani pewnie mnie za to zjedzą, popijając świeżo uwarzoną Jaskółką, ale to świetny pomysł. Twórcy mogą wyjaśnić wiele nierozstrzygniętych w sadze kwestii, dodać postaci głębi i jednocześnie stworzyć podwaliny pod nowe wątki. To może być kawał naprawdę dobrej opowieści – o ile rzecz jasna spiszą się zarówno scenarzyści, jak i aktorka – bo ta rola może być naprawdę wymagająca.
3. Potwory będą odpowiednio potworzaste

Niektórzy mogą powiedzieć, że Sapkowski poszedł trochę na skróty – nie wyjaśnił do końca idei Koniunkcji Sfer, nie zdradził, jakim cudem Geralt trafia na tak wiele gatunków potworów (rozmnażają się? Ale jak, skoro spora część z nich to prawdziwe ewenementy?) i nawet nie zasugerował, jakim cudem radzą sobie w obcym środowisku tak dobrze. Tyle że dzięki temu zachowały aurę tajemnicy. W wiedźmińskiej sadze to się sprawdza. Dzięki temu nie mamy wrażenia powtarzalności i jednocześnie możemy sobie dopowiadać, jakim cudem znalazły się na drodze wiedźmina. I tak musi pokazać je Netflix – nie przesadzając z CGI, ale też nie odbierając im niczego z ich potworzastości – rozmiarów, obcości czy krwiożerczych nawyków. Nie będzie to łatwe? Na pewno. Pocieszyć twórców może jednak polska ekranizacja. Żaden z netflixowych potworów raczej nie będzie taki piękny, jak ten, z którym walczył Żebrowski.
2. Ewolucja Ciri

Ciri jest w gruncie rzeczy tak samo ważną bohaterką sagi jak Geralt. Nie zawsze jednak była bezlitosną dla wrogów wojowniczką, jaką znamy, chociażby z growego Wiedżmina 3. Najciekawsza była właśnie jej ewolucja – zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym. Nie dość, że przeszła solidny trening pod okiem Vesemira, to jeszcze doświadczyła w swoim życiu wystarczająco wiele, by zahartować również swój umysł. Netfliksie, nie zepsuj tego.
1. Niejednoznaczne wybory etyczne

Mniejsze zło to termin, który przewijał się przez całą wiedźmińską sagę. Próbujący zachować neutralność Geralt miotał się pomiędzy rozwiązaniami złymi, a bardzo złymi. Nie wyobrażam sobie, by mogło ich zabraknąć w serialu. Na szczęście, wzorem wyznaczającej nowe trendy Gry o tron, showrunnerzy coraz częściej decydują się na czynienie z głównych bohaterów postaci niejednoznacznych etycznie. Nie mam nic przeciwko, by odpowiadająca za Wiedźmina Lauren Schmidt Hissrich wzięła przykład z produkcji HBO… O ile oczywiście nie zakończy serialu w stylu ósmego sezonu Gry o Tron.