Wojownik – sezon 1 – recenzja serialu zrealizowanego na podstawie notatek Bruce’a Lee

Dariusz Filipek
8 min czytania
Recenzja serialu Wojownik (źródło: Cinemax/HBO; edycja: Popkulturyści)

Z ostatniej chwili

https://www.youtube.com/watch?v=cDlQGCFJDvE

Wojownik sprzedał mi się na długo przed premierą. Za sterami widowiska stanął Jonathan Tropper, który już wcześniej udowodnił, że potrafi pisać mocne historie w odcinkach, czego dał wyraz w świetnym Banshee. Na planie wsparł go reżyser kilku odsłon Szybkich i Wściekłych, Justin Lin. A historię zrealizowano na podstawie zapisków gwiazdy kina kopanego, samego Bruce’a Lee. Miało być brutalnie, po bandzie i mieli się bić. I obietnica złożona została dotrzymana.

Wojownik przenosi nas do drugiej połowy XIX wieku, kiedy do San Francisco napływały fale emigrantów z Chin. Jednym z nich jest Ah Sahm, który przybył do Stanów Zjednoczonych nie za chlebem, a w poszukiwaniu siostry. Mai Ling poświęciła się dla brata, ale ostatecznie skończyła jako żona Long Zii, przywódcy przestępczej organizacji. Od słowa do słowa, od zdarzenia do zdarzenia i od obijania mordy do obijania mordy, Ah Sahm trafia do przeciwnej frakcji. Sprawy komplikują się jeszcze bardziej, gdy ten zaprzyjaźnia się z jednym z jej członków i okazuje się, że siostra nie pała do naszego bohatera zbytnią miłością.

Fabułę osadzono przeddzień wydarzeń historycznych, czyli słynnych Wojen Tong, które przede wszystkim dotknęły Chainatown w San Francisco po 1880 roku i trwały z różnym natężeniem przez 40 lat. Jednak to tylko tło do tego, by pokazać zupełnie fikcyjną opowieść o niezwykle morderczym wojowniku, jakim jest Ah Sahm. Nie chcielibyście stanąć nawet na drodze podmuchu z jego zaciśniętej pięści.

Wojownik (Cinemax/HBO)
Wojownik (Cinemax/HBO)

W Wojowniku faktycznie wojuje się na całego.

Sceny walk to jeden z najważniejszych elementów widowiska. Do tego stopnia, że z napięciem oczekiwałem od narracji, by popchnęła wydarzenia jak najszybciej do kolejnego starcia. A gdy już się biją, to biją się na całego. Nie jest to poziom Domu latających sztyletów, ale jeśli polubiliście nawalanki w Banshee, to na tych z Wojownika się nie zawiedziecie. Bijatyki są mocne, krwawe, szybkie i zrealizowane z brutalną finezją. Co nie było takie oczywiste, bo czuwał nad nimi Brett Chan, który podobną funkcję pełnił przy serialu Iron Fist. A wiecie, jak to tam wyszło. Nie wyszło. Jest w tym wszystkim magia kina kopanego z lat 70. i 80. Osoby tęskniące za takimi klimatami ukoją tu nostalgię.

Jakkolwiek pierwsze odcinki Wojownika nieco nużą i nie wynagradzają tego nawet spektakularne mordobicia. Początkowo byłem momentami zagubiony w gmatwaninie zdarzeń i postaci. Twórcy od razu rzucają widza na głęboką wodę, zarzucają go informacjami z nadzieją, że się w tym wszystkim połapie. Na to trzeba czasu, a gdy już załapiemy kto z kim i dlaczego, dopiero wtedy płyniemy przez opowieść.

Wojownik (Cinemax/HBO)
Wojownik (Cinemax/HBO)

Jest się w czym gubić. W Wojowniku podobnie jak w Banshee niezwykle ważny jest drugi plan.

Tropper potrzebował trochę papieru, by go zarysować. Poboczni bohaterowie sprawiają, iż opowieść nie kręci się wyłącznie wokół protagonisty. Ostatecznie doceniłem to rozwiązanie. Gdyby Ah Sahm zajął więcej czasu ekranowego, szybko zdążyłby się przejeść. Pewna aura tajemniczości i jego wycofanie sprawiają, że się nim nie nudziłem.

W przerwach między kolejnymi problemami naszego wojownika poznajemy policjanta hazardzistę, nieszczęśliwą żonę burmistrza, poszukiwanego listem gończym stróża prawa, miejscowego biznesmena, który nadstawia uszy na wszystko, co się w Chinatown dzieje. Bohaterów jest wielu, a każdego z nich ciekawie zarysowano, chociaż ich problemy i osobowości wyszły spod kalki. Co kompletnie mi nie przeszkadza, bo przyszedłem tu po rozrywkę, a nie odkrywać najgłębsze zakamarki psychiki bohaterów. Najważniejsze, że ich losy żywo i interesująco przeplatają się z głównym wątkiem i od czasu do czasu zahaczają o jakieś problemy społeczne.

Wojownik (Cinemax/HBO)
Wojownik (Cinemax/HBO)

Wojownik łączy western z kinem kopanym.

Nie spodziewajcie się jednak, że widowisko edukuje widza. Mądrości, jeśli jakieś tu są, to są naiwne. Z kolei prawdy historyczne to wyłącznie przerysowany dodatek. Bo i nie o to chodzi w tym serialu, by oddawać realia i problemy XIX wieku. To nie serial, który ma zakusy na moralizatorstwo. Osadzenie widowiska w takich, a nie innych czasach i miejscu, to wyłącznie elementy ubarwiające i tak barwną otoczkę. To widowisko jest przede wszystkim obrazem pełnym burdeli, spelun i innych mocno graniczących z westernem klimatów. A miejsce akcji na dobrą sprawę sprowadza się wyłącznie do tego, żeby zaprezentować nam rozrywkową podróż.

Wspomniana westernowość nie objawia się wyłącznie w rewolwerach i kapeluszach. San Francisco wygląda tu dosyć niecodziennie i miesza wizje Sergio Leone z Krwawym sportem cofniętym do poprzedniego wieku. Mam świadomość, że San Francisco wtedy tak nie wyglądało i że świat przedstawiony to nieco przesłodzona wariacja wokół ówczesnych realiów, ale kiedy przywyknie się do konwencji, można z nią nie tyle żyć, ile ją wręcz polubić.

Wojownik (Cinemax/HBO)
Wojownik (Cinemax/HBO)

Przywołany Sergio Leone stwierdziłby, że Wojownik czasem jest dobry, rzadko zły, ale bywa nieco brzydki.

Serial kręcony w Kapsztadzie z jednej strony wygląda bardzo przyzwoicie, ale z drugiej brakowało mi większych planów, interesujących widoków, a kamera poza walkami porusza się dosyć zachowawczo. Wrażenie, że większość zdjęć kręcono na klimatyzowanych planach zdjęciowych, daje się chwilami aż nadto odczuć.

Rekompensuje to obsada. Chociaż Andrew Koji wcielający się w głównego bohatera, nie pokazał do tej pory, że jest wielkim aktorem, to tutaj świetnie sprawdza się w roli zabójczego mruka. Poza tym wyciosany jest niczym nieślubny syn Bruce’a Lee, który żywo sprawia wrażenie, że również poza planem potrafiłby złoić tyłki swoimi morderczymi pięściami i kopniakami.

Wojownik (Cinemax/HBO)
Wojownik (Cinemax/HBO)

Azjatów jest tu sporo, ale drugi plan, jak na serial o chińczykach w San Francisco, ma miejscami niezbyt azjatyckie rysy. Obok Hoona Lee, który w Banshee wcielał się w niezapomnianego Joba oraz Jasona Tobina, najwięcej do grania mają biali aktorzy. Najsympatyczniej w tym gronie wypadł Kieran Bew, który sportretował stróża prawa mającego wieczne problemy z hazardem, alkoholem i prawem. I chociaż nie można tu nikomu zarzucić, że gra słabo, to oscarowych ról też tu nie znajdziecie.

Wojownik nie rozłożył mnie na łopatki, ale zdecydowanie warto z nim powalczyć.

To serial solidny, rozrywkowy, ale niezbyt odkrywczy i nie dla wszystkich. Jeśli polubiliście Banshee albo klimaty wschodnich sztuk walk są Wam bliskie, to jak najbardziej warto włączyć HBO GO. Jednak krwawe starcia nie wszystkim muszą przypaść do gustu. Jeśli nie są Wam najbliższe, wtedy Wojownik zdecydowanie nie zawojuje Waszych serc.

Wojownik (Cinemax/HBO)
Wojownik (Cinemax/HBO)

Ciekawostką jest fakt, że zamówiono drugi sezon Wojownika. Ponadto na Amazon Prime Video przygotowywany jest serial Tong Wars, który jak tytuł wskazuje, również odniesie się do niechlubnej historii krwawych starć w Chinatown w San Francisco. Tymczasem warto sprawdzić ten nieskomplikowany i intensywny serial akcji, który kolejny raz przypomina widzom o tym, że kiedyś kino kopane to było coś i to coś nie powiedziało jeszcze ostatniego słowa.

Serial Wojownik na HBO ▶

Recenzja serialu Wojownik (sezon 1) (Warrior) (Cinemax/HBO GO)
7/10

Werdykt

Wojownik trafi przede wszystkim do fanów seriali wypełnionych dobrym mordobiciem.

Bądź na bieżąco z najnowszymi wiadomościami – dołącz do nas w mediach społecznościowych!

Jeśli chcecie być na bieżąco, śledźcie nas na Threads, Facebooku, Twitterze, Linkedin, Reddicie i Instagramie. Zachęcamy również do subskrypcji naszego kanału RSS na Feedly lub Google News. W razie pytań lub sugestii piszcie do nas na [email protected]. Dołączcie do naszej społeczności i bądźcie zawsze na czasie z najnowszymi trendami i wydarzeniami! Nie zapomnijcie wpaść na nasz YouTube.

2 komentarze