X-Men: Mroczna Phoenix – recenzja filmu z serii X-Men

Dariusz Filipek
Dariusz Filipek 12 wyświetleń
4 min czytania
Recenzja filmu X-Men: Mroczna Phoenix (źródło: 20th Century Fox; edycja: Popkulturyści)

Większość wieszczyła X-Men: Mroczna Phoenix porażkę na długo przed premierą. I nic w tym dziwnego, bo napływały informacje, że najnowszy film o X-Men ma spore problemy – reżyserem został Simon Kinberg, który pierwszy raz stanął za kamerą, a na dodatek datę kinowego debiutu zmieniano wielokrotnie.

Jednak X-Men: Mroczna Phoenix to nie jest film tak zły, jak wielu się spodziewało, ale jednocześnie nie na tyle dobry, by kinomanów usatysfakcjonować. Widowisko czerpie z dużym dystansem historię z komiksu The Dark Phoenix Saga. Nie pierwszy raz, ponieważ już X-Men: Ostatni bastion próbowało opowiedzieć o szaleństwie Jean Grey wywołanym mroczną mocą. I to była opowieść wizualnie bardzo ładna, ale fabularnie znienawidzona przez większość widzów. W tym przeze mnie.

Tym razem Jean wraz z grupą rusza na misję ratunkową w okolicę orbity okołoziemskiej. Wszystko idzie jak po maśle, jednak w pewnym momencie sprawy się komplikują. Jean wchłania jakiegoś rodzaju energię i już po powrocie na Ziemię zaczyna zdradzać swoim zachowaniem, że coś jest z nią nie tak. Kobieta szaleje do tego stopnia, że w pewnym momencie zabija jedną z koleżanek z zespołu. Na domiar złego pojawiają się Skrulle łaknące jej mocy i zaczyna się zabawa w ciągłe obijanie się po pyskach.

X-Men: Mroczna Phoenix cały film online
Jean Grey niemal cały film źle z oczu patrzeć (20th Century Fox)

Komiksowa historia o powstaniu i upadku Phoenix to była bodaj pierwsza opowieść o X-Men, którą czytałem.

A czytałem to jeszcze jako dzieciak i momentalnie zakochałem się w wertowaniu kolejnych zeszytów. Z tego, co sobie przypominam, nie wydano wtedy u nas pełnej sagi, jedynie jej końcówkę, ale nie przeszkodziło mi to w ukochaniu komiksu amerykańskiego jako takiego. Dopiero później był Batman, Superman, Spider-Man, Punisher i inni bohaterowie Marvela oraz DC Comics. Dlatego do dziś seria X-Men ma specjalne miejsce w moim sercu. Tym samym każdy słabszy film z serii wywołuje u mnie lekkie palpitacje.

Simon Kinberg, który nie tylko wyreżyserował, ale również napisał X-Men: Mroczna Phoenix, niewiele wziął z historii obrazkowej. Wyłącznie założenie i bawi się nim tak sobie, bez polotu. Nie zobaczycie wielkich imperialnych statków Shi’ar, bo większość historii rozgrywa się na Ziemi. Ponadto, co przewrotne i pewnie przypadkowe, widowisko przypomina nieco film Kapitan Marvel. Skrulle, problemy z pamięcią i wszechmocna bohaterka – to elementy, które łączą te produkcje. Cała reszta to mroczna moc i gorzkie żale Jean do Xaviera. Nudy.

X-Men: Mroczna Phoenix recenzja filmu
Część ekipy aktorskiej grała, jakby to był przykry obowiązek (20th Century Fox)

Historia X-Men: Mroczna Phoenix jest nieskomplikowana. Scenariusz jest do tego stopnia prosty, że w mig przewidywałem, co się zaraz wydarzy i jaki będzie finał opowieści.

To nie jest dobry znak, kiedy rzeczy toczą się po mojej myśli. Lubię obejrzeć nieskomplikowane kino superbohaterskie, ale to zostało napisane po linii najmniejszego oporu. Przez co byłem nieco zawiedziony brakiem zaskoczeń i właściwie scenariuszem napisanym jak pod przeciętny serial superbohaterski. Po wyjściu z kina tak naprawdę nic mi nie zostało.

Widowisko nadrabia trochę aktorami. W końcu mamy tu do czynienia z prawdziwą śmietanką. Nicholas Hoult, Jennifer Lawrence, Jessica Chastain, James McAvoy czy Michael Fassbender to są nazwiska, które robią nawet filmy nieoglądalne nieco lepszymi. Szczególnie ostatni, który ciągle jest genialnym Magneto. Jednak niektórzy grali, jakby się im nie chciało. Nie strasznie źle, ale gorzej niż poprzednio. Z kolei sztuczność i bylejakość Sophie Turner wcielającej się w Jean Grey, bije tu po oczach bardziej niż w przypadku jej gry w Grze o tron.

X-Men: Mroczna Phoenix cały film online recenzja
Skrulle w X-Men pokazano tak, jakby trochę chciano ich rasę ukryć przed widzami (20th Century Fox)

Również efekty specjalne są takie sobie. Nie są przemyślane jak w poprzednich filmach, a ich jakość również chwilami brzydko pachnie średniobudżetowym serialem. Błyskawice Storm wyglądają momentami niczym poklatkowy King Kong z 1933 roku.

Szkoda, że nie było mądrego w 20th Century Fox, który nadałby temu widowisku blask.

X-Men to jedna z największych marek w dzisiejszym Hollywood i zasługuje na coś więcej. I zapewne dostanie porządny film za kilka lat, już pod kuratelą Kevina Feige, który najpewniej od jakiegoś czasu zastanawia się, jak sprawnie wpiąć mutantów do kolorytu Marvel Cinematic Universe.

Te filmy potrafią zarabiać pieniądze, co pokazał Deadpool, Logan i X-Men: Przyszłość, która nadejdzie. To są widowiska, które potrafią zachwycać widzów oraz krytyków, co widać na przykładzie wspomnianych, jak i X-Men, X-Men 2, X-Men: Pierwsza klasa, a nawet Wolverine, który w wersji rozszerzonej jest całkiem przyjemnym akcyjniakiem. Jednak brak wizji sprawił, że uniwersum mutantów bardzo szybko zaczęło się rozjeżdżać fabularnie, a niektórzy filmowcy po prostu nie czują tego klimatu. Kinberg chciał iść śladem Singera, ale ostatecznie jego widowisku zabrakło polotu i dostarczył przeciętnej, ale oglądalnej rozrywki.

X-Men: Mroczna Phoenix
Część aktorów pewnie trochę z zazdrością patrzy na rolę Mystique w tym filmie (20th Century Fox)

X-Men: Mroczna Phoenix to nie jest film tragiczny, ale tej produkcji daleko do faktycznie dobrego widowiska. Chociaż jestem olbrzymim fanem mutantów Marvela, wyszedłem z kina z lekkim poczuciem straty czasu i pieniędzy. Gdybym wcześniej wiedział to, co wiem teraz, poczekałbym na dystrybucję online na którymś ze streamingów. Nie jest to film tak słaby, jak X-Men Geneza: Wolverine czy X-Men: Ostatni bastion. Jednocześnie nie jest lepszy niż równie przeciętny X-Men: Apocalypse, gdzie wiele szwankowało, ale tam miejscami dostawałem przynajmniej głupio-fajną rozpierduchę. Tutaj nawet tego nie było. To film trochę niepotrzebny, wyjątkowo średni, ale dający się obejrzeć bez wielkiego bólu.

Oglądaj film X-Men: Mroczna Phoenix w serwisie Chili >>

Podziel się artykułem
Śledź
Redaktor naczelny. Przez lata nieszczęśliwie związany z e-commerce. Ogląda, czyta, słucha, pisze, rysuje, ale nie zatańczy. Publikował na łamach serwisów różnych i różniastych.
Zostaw komentarz