Serial “Zadzwoń do Saula” wrócił na Netflix z szóstym, a jednocześnie finałowym sezonem. Bob Odenkirk żegna się z rolą Jimmy’ego McGilla.
“Zadzwoń do Saula” to jeden z dwóch spin-offów serialu “Breaking Bad”. Historia niepoprawnego prawnika uwiodła widownię równie mocno, co oryginalna opowieść i często można się spotkać z twierdzeniem, iż poboczne widowisko jest równie dobre, a według niektórych nawet lepsze od historii Waltera White’a.
Ten sezon będzie również wspominany z innego, niezbyt przyjemnego powodu – Odenkirk miał atak serca podczas kręcenia finału serialu. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze.
Co lepsze – “Breaking Bad” czy “Zadzwoń do Saula”?
Krytycy podobnie oceniają oba seriale. Pierwsze widowisko Vince’a Gilligana na Rotten Tomatoes pozytywnie oceniło 96% recenzentów. Z kolei “Zadzwoń do Saula” to aż 98% pozytywnych opinii. Użytkownicy IMDB ocenili “Breaking Bad” na 9,5/10, a historię o Jimmym McGillu na 8,8/10.
Ze swojej strony dodam, że chociaż uwielbiam oba seriale, to nieco bardziej przypadł mi do gustu właśnie “Zadzwoń do Saula”. W mojej opinii to nieco głębsza opowieść, a sam serial poza wolnym początkiem, kiedy już się rozkręci, nie ma słabych momentów. “Breaking Bad” wpadało od czasu do czasu na mielizny narracyjne.
Największe zalety “Zadzwoń do Saula” to przede wszystkim świetny Odenkirk, który sprytnie balansuje pomiędzy dramatem głównego bohatera, a jego dziwacznością, zakrawającą momentami na śmieszność. To także niezwykle dramatyczny, przewrotny i inteligentny scenariusz, który tworzy spójną historię z “Breaking Bad”, a jednocześnie stoi na własnych nogach. Ponadto widowisko jest bezbłędnie i z wyczuciem zrealizowane. A przede wszystkim cholernie wciąga.
Warto również zaznaczyć, że kiedy główny bohater wchodzi na salę sądową, zaczyna się magia. Nawet profesjonalni prawnicy chwalą to, jak zaprezentowano sądowe boje McGilla. To wskazuje na niezwykłą drobiazgowość scenariusza. W końcu nieraz zdarzało się, iż widowiska, które z nazwy są dramatami sądowymi, zakłamywały procesową rzeczywistość.
Całość uzupełnia genialny drugi plan z popisowymi kreacjami Rhei Seehorn, Jonathana Banksa, Giancarlo Esposito, Michaela Mando, Michaela McKeana, Patricka Fabiana czy Tony’ego Daltona – stworzyli bohaterów z krwi i kości, którzy na dłużej zostają w głowie. I chociaż większość z nich widzieliśmy już poprzednio, to tutaj pozwolono im rozwinąć skrzydła.
Gdzie oglądać finałowy sezon? Premiera już na Netflix, ale…
Szósty sezon będzie, niestety, ostatnim. Jednak wszystkie ładne rzeczy muszą się kiedyś skończyć. Pocieszające jest to, że finałowa odsłona historii traktującej o niezbyt uczciwym prawniku z Albuquerque, będzie nieco dłuższa niż poprzednie. Każdy z pięciu dotychczasowych sezonów miał po 10 odcinków. Najnowszy będzie miał ich aż 13.
Tutaj pojawia się pewne “ale”, gdyż w Stanach Zjednoczonych widownia może oglądać już pierwsze dwa odcinki. Tym samym w Polsce jesteśmy jeden w plecy. Najwidoczniej Netflix pozazdrościł beznadziejnych decyzji HBO Max, które z nieznanych powodów ze sporym opóźnieniem pokazuje kolejne odsłony serialu “Tokyo Vice”.
Jednocześnie trzeba zaznaczyć, iż szósty sezon został podzielony na dwie części. Już dziś na Netflix możecie obejrzeć pierwszy odcinek najnowszej odsłony, a kolejne będą pojawiały się w serwisie co wtorek. I tak do 24 maja. Po tym dniu czeka nas przerwa do 12 lipca, kiedy serial wróci z odcinkiem ósmym. Finał obejrzymy teoretycznie 16 sierpnia.