Na Żmijowisko czekałem z naiwną nadzieją, że Polak jednak potrafi i pomimo paru wpadek przecież dostaliśmy w ostatnich latach również kilka solidnych widowisk, a nawet jedno wybitne Ślepnąc od świateł. Nie miałem wydumanych oczekiwań, ale żywiłem się mrzonką, iż najnowsza produkcja Canal+ będzie przynajmniej przyzwoita. Niestety ta nadzieja umarła na długo przed finałowym odcinkiem.
Żmijowisko to kolejny symptom tego, że Polska na ostro weszła w tryb adaptowania niezliczonych kryminałów, których pisze się u nas rok rocznie tak wiele, że ciężko spamiętać tytuły ćwierci z nich, a co dopiero je przeczytać. I chociaż wiele dobrego się o nich pisze i mówi, to mam to nieszczęście, że zazwyczaj trafiam na te nieciekawe lub najwyżej przeciętne. Jednak o książkowym Żmijowisku złego słowa nie napiszę, bo nie czytałem historii spod pióra Wojciecha Chmielarza. Tym samym z czystym umysłem podszedłem do serialu, którego punktem zapalnym jest zaginięcie nastolatki.
Jezioro, las, alkohol i kiełbaski prosto z ogniska zwiastują, że zaraz ktoś tu będzie w tarapatach.
Rodzina Duszyńskich postanowiła spędzić miło czas z dala od miejskiego zgiełku, wśród znajomych ze studiów, kilka kroków od malowniczego jeziora. Wracają wspomnienia, dawne miłostki, a w tym wszystkim jest jeszcze Ada (Hanna Koczewska), która zamiast z rodzicami, wolałaby być z przyjaciółmi, jak to nastolatka. Po jednej ze srogo zakrapianych imprez Ada znika bez śladu… Rok później widzimy, że jej matka (Kamila Duszyńska) przechodzi ostre załamanie, a ojciec (Paweł Domagała) wraca do tytułowego Żmijowiska, by dowiedzieć się, co się stało z córką i zmyć z siebie podejrzenie jakoby mógł mieć coś wspólnego z jej zaginięciem.
Na miejscu spotyka Adaomę (Davina Reeves-Ciara), która pisze książkę o tragedii, w której centrum była rok wcześniej. Poza tym, że Adaoma i Arek byli w Żmijowisku w czasie zaginięcia Ady, łączy ich coś jeszcze – były narzeczony kobiety (Piotr Stramowski) to niegdysiejszy chłopak żony Arka. W dodatku między Arkiem a Kamilą wciąż tli się pożądanie. Galimatias. Rok po zaginięciu piętnastolatki Adaoma i Arek z dala od partnerów starają się dowiedzieć, co się stało z Adą.
Fabuła została utkana tak, żeby wątki ostatecznie łączyły się we w miarę sensowną całość, która w ostatnim odcinku próbuje nas zaskoczyć niczym typowy książkowy kryminał.
I chociaż finał jest faktycznie zaskakujący, to jego struktura zaskakująca już nie jest. Większość kryminalnych opowiastek snuje historię, by na sam koniec wywrócić wszystko do góry nogami, co przekłada się na ich filmowe czy serialowe adaptacje. Jednym udaje się uniknąć sztampy, innym nie. Aby osiągnąć fajny efekt, trzeba podejść do materiału źródłowego z pewnym dystansem.
Udało się to chociażby w Ostrych przedmiotach, gdzie mieliśmy podobny zwrot akcji, ale nie tak tanio zaprezentowany, jak w Żmijowisku. Ponadto serial HBO przy okazji mówił wiele o otaczającym nas świecie. Żmijowisko próbuje to robić, ale ostatecznie nie skupia się na tyle na relacjach międzyludzkich, by wyciągnąć z tlącego się przesłania coś zajmującego. Gdzieś tam mamy kiełkującą opowieść o rozpadzie więzi, zazdrości czy niezrozumieniu. Ponadto pojawia się motyw nieco przynoszący na myśl całkiem realne morderstwo rodziców w Rakowiskach przez parę nastolatków.
Jednak żaden z tych tematów nie jest na tyle zajmująco zaprezentowany, by być dodatkowym motorem opowieści, a samo obserwowanie próby rozwiązania zagadki kryminalnej nie jest zbyt zajmujące i bardzo szybko śledztwo zaczyna męczyć. Co rusz wyskakują kolejne tropy, wszystko jest zdawkowe, powtarzalne, po prostu nudne.
Nie wiem, czy w książkowym Żmijowisku to wszystko było ostrzej i ciekawiej zarysowane, ale serial, jeśli miał jakiś potencjał, który być może tkwi w prozie Chmielarza, nie został wykorzystany.
Mniej więcej w tym samym czasie, co Żmijowisko, oglądałem Chyłkę – Kasacja. Produkcje łączy reżyser, czyli Łukasz Palkowski, który tymi serialami, ale również poprzednimi pokazuje, że nie ma drygu do kryminałów. Nie potrafi nadać widowiskom wyrazu i polotu oraz słabiutko dba o to, co się dzieje na planie. Największą różnicą, którą dostrzegłem pomiędzy serialami, są zdjęcia. Nie wiem, czy to bardziej kwestia innego operatora, czy naturalnych widoków, ale to jedyny element produkcji, który odróżnia Żmijowisko od Chyłki na plus.
Po przyzwoitym pierwszym sezonie Belfra można było mieć nadzieję, że Łukasz Palkowski będzie pierwszoligowym kryminalistą rodzimego światka serialowego. I wiele wskazuje na to, że poniekąd nim jest, ale niestety na biednie. W końcu dał nam Pułapkę, Chyłkę, a teraz Żmijowisko. Aczkolwiek za liczbą widowisk nie idzie ich jakość. Więcej. Z serialu na serial twórca prezentuje coraz niższy poziom i już powoli zapominam, że to autor filmu Bogowie.
W Żmijowisku nie ma serca. Jest tylko odtwórcze siekanie materiału, bo widownia łaknie opowieści o zbrodniach, więc widownia niech się cieszy, że w ogóle coś się u nas kręci.
Aktorsko nie ma tu wielu mielizn, ale gdy patrzyłem na jednowymiarową grę Kamili Urzędowskiej, serce mi pękało, że tracę czas na jej aktorzenie. Nie sądzę, że to wyłącznie wina aktorki, a bardziej dennych dialogów i całej koszmarnej stylizacji, w którą ją włożono – skrajnie zbuntowanej nastolatki robiącej maślane oczy do pana szatana.
Ten obraz beznadziei domyka Davina Reeves-Ciara jako Adaoma, która wręcz recytowała swoje kwestie. Rozumiem, że polski nie jest jej pierwszym językiem i nie mam z tym najmniejszego problemu, ale irytowała mnie jej sztuczność i nie widziałem w jej grze niemal żadnych absorbujących emocji.
Nieco lepiej wypadła reszta ekipy, ale najsmutniejsze jest to, że nawet tak utalentowana aktorka jak Agnieszka Żulewska nie miała szansy w pełni pokazać tego, na co ją stać. Jest tu kilku solidnych artystów, ale dzielą się na dwa obozy – tych, którzy mieli potencjał, ale nie mieli czego grać i tych, którzy mieli co grać, ale reżyser nie potrafił ich wyciągnąć na przyzwoity poziom.
Żmijowisko to 7-odcinkowa kanonada drętwych dialogów, kalek, powtórzeń, uproszczeń, a niektóre zdarzenia są wręcz niedorzeczne i tak przerysowane, że aż groteskowe.
Wszystko przebija scena, w której jeden z bohaterów z krwawiącą raną po kuli przyjeżdża się wyściskać z wdzięcznymi mu osobami, które przebywają w Żmijowisku. Dlaczego? Najpewniej, bo tak stało w scenariuszu, a że głupio to wygląda – kogo to interesuje?!? Napisano, nakręcono, zmontowano i już. Obawiam się, że jeśli była jakaś kontrola jakości serialu, to jegomoście mogli takie potworki przespać, gdyż widowisko bywa momentami mocno nużące.
Jeśli chcecie oglądać Żmijowisko dla ładnych widoków, to zapraszam. A jeśli chcecie obejrzeć serial dla porywającej fabuły, świetnego aktorstwa i innych rzeczy, dla których najczęściej oglądacie seriale, to zamiast śledzić Żmijowisko idźcie na spacer, bo niewiele dobrego na Was tu czeka. Albo włączcie coś ciekawszego – The Act czy Jak nas widzą – bo ten rok obfitował w nowe interesujące kryminały, ale niestety żaden z nich nie przemówił do mnie po polsku. Szkoda.
No i to pokazuje, że o gustach się nie dyskutuje, bo ja Ślepnąć od świateł porzuciłem po 1szym odcinku:) Tego się nie dało oglądać, a przez Żmijowisko przebrnąłem w całości, mimo że fakt – nie jest to jakieś arcydzieło:)