Umówmy się. Pierwszy zwiastun Inhumans nie był mistrzostwem świata. Drugi jest nieco ciekawszy, ale nie na tyle, żeby od razu piać z zachwytu i zrywać kartki z kalendarza, w oczekiwaniu na premierę.
Marvel nie ma jeszcze wyrobionej ręki do telewizji. Pierwszy sezon Daredevila był świetny. Drugi też dawał radę. Jednak reszta ich produkcji mocno odstaje od przygód Matta Murdocka. Mimo to starają się wciskać widzom kolejne historie o swoich superbohaterach. Obecnie powstaje więcej nowych sezonów Marvelowskich seriali niż filmów. Jednym z nich będzie adaptacja komiksu o Królewskiej rodzinie superludzi.
To świetny materiał – zarówno na serial, jak i film, który wcześniej planowano.
Niestety, na razie nie wygląda to dobrze. CGI jest słabe, zwiastuny nie porywają, a przeciętny widz, który komiksów nie czyta, może poczuć się nieco zagubiony. Brakuje też tego czegoś, co sprawia, że nie możemy usiedzieć na miejscu w oczekiwaniu na premierę. Dlatego nie nakręcam się zbyt mocno. Z nadzieją, że dam się miło zaskoczyć.
Z jednej strony to taka Gra o tron dla ubogich, a z drugiej serial, który udaje kino.
Marvel Television zdaje się na każdym miejscu podkreślać, iż pierwsze dwa odcinki zostały nakręcone IMAXowymi kamerami i że to właśnie w sieci kin IMAX premierę Inhumans będzie się oglądało najlepiej. Jednak co z tego, skoro efekty specjalne wypadają przerażająco biednie, nawet jak na taką hybrydę. W poprzednim zwiastunie mieliśmy obleśnie nieciekawą animację Lockjawa…
… Tym razem dostaliśmy nablurowane do granicy śmieszności włosy Medusy. Miały być jej atutem, a niestety wyszły fatalnie.
Równie słabo wypadają nachalne odwołania do stylistyki Gry o tron – chociaż pewnie z marketingowego punktu widzenia są poprawne. Byłem rozczarowany za każdym razem, gdy miałem mieć do czynienia z drugim Z archiwum X, drugimi Zagubionymi, czy czymkolwiek innym, co miało zastąpić cokolwiek.
Telewizja ma to do siebie, że oferuje nam niesamowite, bardzo zróżnicowane i oryginalne produkcje. Dlatego po cichu marzy mi się, że serial Inhumans jeszcze mocno mnie zaskoczy. Na razie jestem nieco rozczarowany. Jeśli miałbym szukać atutów na siłę, to na plus wypadła wyłącznie śliczna Isabelle Cornish jako Crystal oraz milczący Anson Mount wcielający się w Black Bolta.