Warto dać gorącej informacji pooddychać, bo media to sępy, więc mają to do siebie, że co rusz przenoszą w mgnieniu oka każdą niezweryfikowaną bzdurę i pląsają na klęczkach ku wszelkim klikalnym głupotom, które wypływają na powierzchnię. Nie inaczej jest w przypadku owianego złą sławą zwolnienia Jamesa Gunna.
Przypominam, iż reżyser Strażników Galaktyki pożegnał się ze stanowiskiem twórcy trzeciej części filmowej serii, gdyż prawicowe trolle podsunęły Alexowiu Hornowi (szefowi Walt Disney Studios), prehistoryczne informacje, a co za tym idzie powód, by wyrzucić za burtę jednego z najważniejszych budowniczych Marvel Cinematic Universe.
Wszystko przez twitty Gunna sprzed dekady, za które twórca przepraszał w 2011 roku. To były głupie wpisy, niektóre totalnie żenujące, a część z nich jawiła się jako chore wytwory umysłu komediowego pozera próbującego na siłę być kontrowersyjnym. Aż tyle, a właściwie zaledwie tylko tyle.
I tutaj warto przystanąć. Zastanowić się kim jest James Gunn. A właściwie zadać sobie pytanie, skąd się wywodzi, z jakiego środowiska.
Pierwszy raz z nazwiskiem Gunn spotkałem się bodaj przy okazji filmu Tromeo i Julia. Jest współtwórcą scenariusza do tej produkcji studia Troma. Mamy tu do czynienia z wytwórnią, która specjalizuje się od dekad w wypuszczaniu horrorów klasy D, z mocno zarysowanymi elementami komediowymi i erotycznymi. Chyba największym, a przynajmniej w mojej opinii najlepszym widowiskiem Tromy jest seria Toksyczny mściciel (do dziś uwielbiam robić rewatche tego klasyka z 1984 roku).
https://www.youtube.com/watch?v=QI3a_Gc9ddo
Droga Jamesa Gunna do Marvel Studios była długa i wyboista. Zaczęło się od wspomnianej Tromy, później napisał kilka scenariuszy, m.in. do filmu Scooby-Doo i remake’u Świtu żywych trupów. Jednak tego było mu mało i próbował sił w reżyserii. Z całkiem niezłym skutkiem. To on dał życie cudownym Robalom i totalnie przerysowanemu, ale nie gorszemu Super. Jakkolwiek budżety tych produkcji były nieporównywalne do tych, którymi operował przy tworzeniu Strażników Galaktyki. W międzyczasie Gunn tworzył serial internetowy PG Porn. Była to seria, w której zabawnie pokazywano ugrzecznioną pornografię.
Nie wiem, jak doszło do jego spotkania z Kevinem Feige, ale ponoć to Gunn zainicjował rozmowę, proponując szefowi studia zaadaptowanie komiksu Hit-Monkey. Historię pomyślał jako średnio-budżetowe widowisko o zabójczej małpie. Jednak skończyło się na tym, że u Gunna i Feige zakwitł zupełnie inny pomysł i w ten sposób doszło do tego, że dostaliśmy to, co dostaliśmy w 2014 roku. Po Strażnikach Gunn chciał podjąć się adaptacji Thunderbolts, czyli czegoś podobnego do Legionu samobójców.
Nie będzie mu to dane, gdyż Alex Horn postanowił zakończyć karierę Jamesa Gunna w Disneyu, przez rozkrzyczanych – jak to trafnie określił Dave Bautista – cyber-nazistów.
Nie jest to takie zaskakujące, biorąc pod uwagę to, że Disney obecnie miękko stąpa po prawej stronie sceny politycznej. Widzi to każdy, kto ogląda ABC News. Ta firma nader często idzie z wiatrem aktualnej sytuacji w kraju. Chociaż przypomina to bardziej utulanie wizji Stanów Zjednoczonych przyjaznych rodzinie niż twarde stąpanie po prawicowym gruncie w stylu FOX News.
Najzabawniejsze jest jednak to, że pomimo codziennie pojawiających się raportów w sprawie Gunna, tak naprawdę do dziś nie wiadomo jak do tego wszystkiego doszło. Jedni pisali, że CEO Disneya Bob Iger był w tym czasie na wakacjach i Horn się z nim nie konsultował. Podobnie jak z Kevinem Feige. Późniejsze informacje sugerowały, że Feige jednak wiedział o zwolnieniu i ostatnio pisano, że je popiera. A jeszcze kilka dni temu sugerowano, iż szef Marvel Studios lobbuje, by przywrócić reżysera na stołek. Paranoja, prawda?
W międzyczasie fani zebrali się i zorganizowali petycję, której zamysłem było przywrócenia Gunna na stanowisko. Podpisało ją 400 tysięcy osób. Nie pamiętali jednakże o tym, że petycje zazwyczaj nie mają znaczenia. Liczby są spektakularne, ale ci wszyscy podpisujący to potencjalnie nie jest nawet procent przychodów filmów z serii Strażnicy Galaktyki.
Najbardziej żenujące jest tłumaczenie Horna, który twierdził, że nie wiedział o przeszłości Gunna.
W wielkich korporacjach, a nawet małych firmach background check to podstawa. W tym momencie warto przypomnieć, iż podobnie w Disneyu zachowywano się, kiedy wyszło na jaw, że firma ma dystrybuować film skazanego za pedofilię Victora Salvy.
Muszę przypomnieć Wam, co dokładnie Horn powiedział, zwalniając Gunna:
Obraźliwe postawy i stwierdzenia odkryte na Twitterze Jamesa Gunna są nie do obrony i niezgodne z wartościami naszego studia, więc zerwaliśmy z nim relacje biznesowe.
Każdy w miarę rozgarnięty czytelnik może spokojnie zakładać, że Horn wiedział o przeszłości Gunna. To była rzecz publiczna. Na pewno wiedział o tym Feige, który zatrudnił go w okolicy 2012 roku, czyli rok po przeprosinach za niewłaściwe zachowanie na Twitterze.
Jednocześnie odnotuję, iż bodaj pod koniec czerwca Gunn zakończył pisanie scenariusza do trzeciej części Strażników Galaktyki. I niedawno całkiem poważne outlety medialne podawały do publicznej wiadomości, iż scenariusze Gunna wypadają i trzeba je albo mocno przepisać, albo wręcz napisać odnowa, żeby nazwisko artysty nie pojawiło się w nadchodzącym filmie.
Jednak media kolejny raz skręciły i teraz podają, że scenariusz Gunna jednak zostanie wykorzystany. A Horn jawi się tym samym jako hipokryta, który faktycznie nie zerwał z reżyserem relacji biznesowych, jak zaznaczał.
W tym czasie próbowano dokopywać się do kolejnych twittów Gunna. Aktorzy ze Strażników Galaktyki pokazali, jak wielce są niezadowoleni z zaistniałej sytuacji, murem stając za reżyserem. Przywrócono również jego komediowe pozy sprzed lat, które prawicowcy ochrzcili kolejnym dowodem na to, że James Gunn to pedofil.
Już przywykliśmy do tego, iż w sieci każdy idiota ma głos. Głosy niektórych komentujących są tym ostrzejsze, gdyż pozorna anonimowość pozwala snuć daleko idące teorie spiskowe i jechać po bandzie. W końcu część internautów z przekorą twierdzi, iż ziemia jest płaska, więc ciężko się dziwić tej głupawce.
Cała sytuacja sprowadza się do tego, że chociaż rozumiem decyzję Disneya, nie popieram tego, w jakim stylu pozbyto się bohatera dramatu. Nie popieram również argumentacji Horna oraz brzydzę się jego hipokryzją. Jakkolwiek szanuję go jako profesjonalistę, bo jego studio filmowe jest obecnie największe na świecie, a prywatna firma ma prawo zatrudniać i zwalniać kogo tylko chce. Co nie zmienia tego, że Horn narobił poprzez całe to zakłamane zamieszanie do własnego gniazda.
Fani są trochę wkurzeni, ale w pewnym momencie przejdą do porządku dziennego po stracie Jamesa Gunna. W końcu nie ma ludzi niezastąpionych, a filmy Marvela radziły sobie przed jego przyjściem i będą radziły sobie po jego odejściu. W końcu był ważną, ale tylko jedną osobą w tym filmowym kolorycie.
O reżysera również jestem spokojny. Pojawiły się plotki, iż rozmawia z Warnerem o tworzeniu adaptacji komiksów DC Comics. Nie bardzo wierzę w te donosy, nauczony wydarzeniami z przeszłości, które mocno utwierdziły mnie w tym, że media sieją co rusz bzdurami bez krzty refleksji. Aczkolwiek prędzej czy później do takiej współpracy dojść może, bo to byłoby organiczne przejście z jednego do innego, ale bardzo podobnego świata. Widziałbym go wręcz jako architekta odświeżonego DCEU. Człowieka na stanowisku, jakie w Marvel Studios piastuje Kevin Feige. Ma doświadczenie, ma pasję, ma wizję.
Dróg jest wiele. Pięknym byłoby, gdyby w głowie Gunna coś zaświtało i podjąłby się rewitalizacji Tromy. Wcale nie obraziłbym się również, gdyby wyciągnął z szafy jeden ze swoich licznych scenariuszy na później i za pieniądze, które zarobił w Disneyu, stworzył serię oryginalnych historii. Będzie miał za co, bo ponoć samo zwolnienie będzie kosztowało byłego pracodawcę około 7 milionów dolarów.
A na media, na które i tak już patrzę ostrożnie, będę patrzył od teraz z jeszcze większą rezerwą. W poszukiwaniu historii i jednoczesnym nakręcaniu histerii, zwykłe bzdury piszą jedni, a drudzy je przepisują. Sieć w tym momencie ma tylko dwa wyjścia – dorosnąć albo zamienić się w krańcowe bagno bzdur, plotek i jadu.