“Thunder Force” to komedia, to kino superbohaterskie, to film dla młodszych, to film dla starszych, to dno.
Już na poziomie pisania scenariusza do “Thunder Force” można było zauważyć, że jeśli film da się streścić dosyć rzeczowo w trzech-czterech zdaniach, to znaczy, że coś jest z nim nie tak. A ten zdecydowanie można. To historia o dwóch przyjaciółkach ze szkoły, które poróżniły się przed laty. Już jako dorosłe kobiety spotykają się w niecodziennych okolicznościach i nabywają nadludzkie zdolności, aby walczyć ze złoczyńcami z supermocami, którzy terroryzują Chicago. Mają nadwagę, fioletowy samochód, jedna kocha piwo, druga naukę i – tutaj będzie niewielki spoiler – oczywiście, wygrywają ze złem. Trzy zdania. Ok, jest też Człowiek-krab, który stał się Człowiekiem-krabem, gdyż szczypce radioaktywnego kraba pochwyciły go w przyrodzenie. Cztery.
Od lat dostajemy sporo superbohaterskich filmów i seriali. Jedne są lepsze, drugie gorsze, ale większość z nich to produkcje, które można określić po prostu mianem “jakichś”.
“Thunder Force” od Netflixa jest zdecydowanie widowiskiem boleśnie nijakim. Przez ostatnie miesiące widziałem wiele słabych filmów, ale tak bezpłciowego nie oglądałem od bardzo dawna. Nie doszukujcie się tu emocji, większego sensu, nie myślcie, że film Was zabawi lub rozbawi. Gdyby ta produkcja nie powstała, świat może i nie byłby lepszym miejscem, ale niemal nie różniłby się niczym od świata, w którym go wyprodukowano. Poza tym, że ekipa producencka i aktorzy dostali wypłaty, co się ceni, bo ludzie muszą z czegoś żyć.
Produkcja napisana i wyreżyserowana przez Bena Falcone miała być zabawna, a nie jest. Żarty są albo słabe, albo są jednocześnie słabe i żenujące. To widowisko o superbohaterkach, ale nie szukajcie tu spektakularności. Efekty specjalne są na poziomie nie wyższym niż te, którymi raczy nas stacja The CW w swoich serialach.
Aktorzy grają tyle, ile im zagrać dano, więc nie grają prawie wcale, bo nie da się zbudować niczego na fabule najbliższej słowu “żadna” i dialogach tak słabych, że aż swoją słabością trwożących. Szkoda tej obsady. Szczególnie Jasona Batemana, który pokazuje w serialu “Ozark”, że stać go na więcej niż drugorzędne role w trzeciorzędnych filmach. Niestety, pieniądze przemawiają najmocniej, jak mówi pewna seria filmów pokazujących bez skrupułów anatomię ludzką i ja to jakoś tam rozumiem oraz szanuję. Nie pomogły też komediowy divy w rolach superheroin, Melissa McCarthy i Octavia Spencer, a Pot Klementieff wcielająca się w socjopatyczną łotrzycę, niech lepiej wraca do “Strażników Galaktyki”, gdzie gra mniej, a i tak jej rola ma większy sens.
Mógłbym próbować silić się na napisanie czegoś więcej o tym potworku, ale to nie ma najmniejszego sensu.
Szkoda na to mojego życia i czasu, jak szkoda Waszych żyć i czasu na oglądanie tego szkaradztwa z superbohaterkami dla ubogich. Uciekać!
Recenzja filmu "Thunder Force"
Werdykt
Oglądanie “Thunder Force” to strata życia.