Film dokumentalny “Kto wrobił Britney Spears?” miał odpowiedzieć na tytułowe pytanie, ale na to się nie nastawiajcie. Zamiast tego przygotujcie się na snucie dramatycznej historii o olbrzymim talencie, który przyćmiły nie mniejsze skandale.
“Kto wrobił Britney Spears?” to kolejny z dokumentów wyprodukowanych w ramach cyklu “The New York Times Presents”. Film wyreżyserowała Samantha Stark, wcześniej pracująca nad “They Get Brave”, który dotyczył pracy nowojorskich lekarzy oraz pielęgniarek, walczących o życie pacjentów w dobie pandemii koronawirusa. Cykl zapoczątkowano w 2019 roku, kiedy jeszcze nazywał się “The Weekly”. Obecnie jego formuła jest inna i nie co tydzień, tylko nieregularnie dostarcza wysokiej jakości oryginalne dokumenty dla widzów stacji FX, Hulu i subskrybentów internetowego wydania dziennika The New York Times w Stanach Zjednoczonych. Jego najnowsza odsłona traktująca o wzlotach i upadkach Britney Spears, wywołała poruszenie w mediach społecznościowych w lutym. Wtedy mówiło się o tej produkcji wiele. Jakkolwiek czas przeszły jest tu wskazany, bo do tej pory kurz po filmie nieco opadł. W końcu w Polsce widowisko jest dostępne na Canal+ z dwumiesięcznym opóźnieniem względem Stanów Zjednoczonych.
Produkcja opowiada o jednym z największych objawień amerykańskiej sceny muzycznej ostatnich dekad, Britney Spears, której kariera nabrała niesamowitego rozpędu pod koniec lat 90.
Zna ją cały świat i niemal cały świat pląsał w rytm takich hitów jak “Oops! I Did It Again” czy “Toxic”, a tłocznie ledwo wyrabiały z produkowaniem jej kolejnych płyt. Młoda piosenkarka szybko zjednała sobie rzesze oddanych fanów, którzy z rozrzewnieniem wracają do jej największych dokonań. Wielu wręcz twierdzi, iż zmieniła ich życia. Jednak to już nie lata dwutysięczne i od czasu jej scenicznego debiutu wiele się zmieniło – dziś nie skupiamy się tyle na jej dokonaniach muzycznych, ile częściej rozmawiamy o mniejszych i większych skandalach z Britney Spears w roli głównej.
Zła matka, wariatka nieradząca sobie z emocjami, rozpustnica – media opisywały ją różnie. Jednak teraz największe kontrowersje wzbudza fakt, iż ona, jak i jej majątek, jest pod kontrolą ojca. Dokument prowadzi nas od jej pierwszych sukcesów muzycznych, kiedy jeszcze była dzieckiem, poprzez zawrotną karierę, a kończy na temacie jej ubezwłasnowolnienia. W dokumencie na temat Britney Spears wypowiadają się jej współpracownicy, dziennikarze, prawnicy czy fani, którzy utworzyli ruch #FreeBritney – mający na celu oswobodzenie piosenkarki ze “szponów” rodzica.
Poza archiwalnymi materiałami zabrakło głosu samej artystki, do której dokumentaliści nie zdołali dotrzeć.
Bohaterka całego zamieszania już po emisji dokumentu stwierdziła, iż nie obejrzała filmu do końca, ale była zażenowana tym, w jakim świetle ją postawiono i sporo później płakała. Ja po obejrzeniu filmu z ciekawości zajrzałem w jej media społecznościowe i przeglądając Instagram, odniosłem wrażenie, że mamy do czynienia z kimś emocjonalnie zatrzymanym w bardzo wczesnym stadium rozwoju. Wcześniej jej osobowość mnie kompletnie nie zajmowała, ale przeglądając Instagram i oglądając dokument, można zauważyć, iż Britney Spears może mieć zaburzenie lub zaburzenia osobowości, które najwidoczniej, nawet pomimo pieczy ojca, są albo nieleczone, albo leczone z bardzo miernym skutkiem.
Tym samym niekoniecznie dziwi mnie, jak dziwi jej fanów, ubezwłasnowolnienie artystki. Jakkolwiek zaskakujące jest, iż pieczę sprawuje nad nią rodzic, który mógł się przyczynić do powstania prawdopodobnych zaburzeń. Jeszcze bardziej dziwi mnie to, że Britney Spears tkwi w stanie sądowego ubezwłasnowolnienia od wielu lat i niewiele to zmienia. A jeśli coś nie działa tak długo, to moim zdaniem sąd powinien zrewidować kwestię opieki nad piosenkarką. Nie chodzi mi o same finanse, które po emisji dokumentu zostały częściowo odebrane ojcu, ale bardziej o dogłębne przyjrzenie się jej problemom psychicznym.
Postronny widz oglądający produkcję raczej nie zapłacze. Bardziej będzie miał poczucie niedosytu.
Chociaż na co dzień nie interesuję się losem piosenkarki, to oglądając “Kto wrobił Britney Spears?” miałem wrażenie, że oglądam dobrze przygotowany, ale jednak odgrzewany kotlet, z którego niewiele wyciągnąłem. To oczywiste, że niektórym woda sodowa uderza do głowy. Zrozumiałe jest, iż do show-biznesu wciągane są osoby z mniejszymi lub większymi zaburzeniami, nad którymi nie roztacza się odpowiedniej opieki, tylko pozwala się im płynąć z nurtem, a ten lubi sponiewierać człowieka. I to dosyć znamienne, iż niemal zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał owoców nieswojej pracy dla siebie. Znajdziemy tu też coś o nas – wielbicielach, którzy zdają się czasem zachowywać, jakby nie mieli własnych żyć i wymyślają teorie spiskowe na poziomie płaskiej Ziemi czy reptilianów w Białym Domu i Belwederze (tutaj coś może być na rzeczy). O tym wszystkim ten dokument mówi, ale nie zgłębia tych tematów na tyle głęboko, aby po jego obejrzeniu poszerzyła się moja optyka. Szkoda, bo miałem nadzieję, że jednak się poszerzy. Najwidoczniej moje nadzieje były zbyt wielkie i zbyt często oczekuję po dokumentach, że będą kolejnym “Przeklętym: Życie i śmierci Roberta Dursta”, który szokował, otwierał oczy i zmieniał rzeczywistość. W 2015 roku poprzeczka została wysoko ustawiona. “Kto wrobił Britney Spears?” nawet nie próbuje do niej skakać i przede wszystkim zatrważa niezbyt akuratnym tytułem.
Zamiast odpowiedzi na pytanie podstawowe dostałem historyjkę skierowaną przede wszystkim do oddanych fanów piosenkarki, teorii spiskowych i skandali. Dla mnie to była nieco zbędna, ale dosyć rozrywkowa opowieść o podupadłej gwieździe brylującej głównie na Instagramie, o której pewnie jeszcze nieraz usłyszymy. Oby z uwagi na jej kolejne osiągnięcia na scenie muzycznej, a nie przez jej problemy osobiste. Czego Britney Spears tak normalnie po ludzku życzę, chociaż znam życie na tyle, że mam świadomość, iż jest większe prawdopodobieństwo, że jej przyszłe dokonania ostatecznie przegrają z kolejnymi skandalami. Obym się mylił.
Recenzja filmu dokumentalnego "Kto wrobił Britney Spears?" ("Framing Britney Spears")
Werdykt
“Kto wrobił Britney Spears?” obiecuje wiele, ale niewiele z tej obietnicy zostaje.