“Kolory zła: Czerwień” – recenzja filmu

Dariusz Filipek
11 min czytania

Z ostatniej chwili

Zwiastun filmu “Kolory zła: Czerwień”

“Kolory zła: Czerwień” to produkcja wycięta z magicznego szablonu wypełnionego sztampową bylejakością i jednocześnie niepierwszy, najpewniej nieostatni film, który ugruntowuje mnie w przekonaniu, że nawet światowy hit Netflixa może nie być wart funta kłaków.

Tak, nie przejęzyczyłem się – “Kolory zła: Czerwień” to światowy, nie jakiś tam lokalny hicior dla wybrańców żyjących w jakiejś tam Polsce, którą z trudnością odnajduje na mapie przeciętny zjadacz chleba, który nie słyszał o Janie Pawle II czy Adamie Małyszu. Adaptacja powieści Małgorzaty Sobczak (dostępna na Amazonie) wskoczyła na międzynarodową topkę Netflixa i rozsiadła się na jej tronie tak wygodnie, że nie dała szans nawet premierze “Godzilli Minus One”. Tylko to skłoniło mnie, aby sprawdzić pierwszą część produkcji zapowiadanej jako wstęp do trójmiejskiej trylogii zbrodni. Wcześniej nie zachęcił mnie zwiastun produkcji, który w zasadzie zapowiedział to, czego się spodziewałem – kompletnie nic ciekawego. Jakkolwiek jakieś tam mizerne nadzieje na coś więcej, aniżeli to, czym ten film faktycznie jest, w sobie zachowałem.

Adrian Panek – reżyser od kryminołuf

Żeby znęcaniu się nad tym tworem dać właściwy początek, zacznę z samej góry, od twórcy, czyli Adriana Panka – współscenarzysty i reżysera, który do tej pory nieszczególnie mnie zachwycał swoim filmowym portfolio. To on przyłożył rękę do jednego z najgorszych odcinkowych kryminałów w dziejach Najjaśniejszej, czyli nieznośnie dennej “Pułapki”. Na jego “Otwórz oczy” oczy zamknąłem i obudziłem się kolejnego dnia. Nakręcił też kilka odcinków drugiego, słabszego sezonu “Nieobecnych”. Miał kilka wzlotów jak praca nad “Krukiem”, ale raczej przyzwyczaił mnie do sromotnych upadków.

Żeby sobie zadania nie utrudniać, Panek nie sięgnął po oryginalny pomysł. Wolał dać się poprowadzić po sznurku przez coś, co można było zamienić w telewizyjne złoto – książkowego gotowca mającego już ugruntowaną fanbazę. Zaadaptował na mały ekran dosyć sztampowy kryminał, który uczynił brutalnym do porzygu i mrocznym niczym obserwowanie defekującego Lucyfera. Wypełnił go mniej lub bardziej zblazowanymi bohaterami, brodzącymi w bagnie lub rozpaczy, a niektórzy po prostu w jednym i w drugim.

Żeby słowa “bagno” i “rozpacz” jakoś na szybko zobrazować, to najłatwiej wspomnieć, iż tutaj wielki zły jest przerysowanym do granic absurdu gangusem w marynarce. Wcielający się w szemranego biznesmena Przemysław Bluszcz to wypisz wymaluj samo zło – brutalny masochista strojący głupie miny, niewiele dzielące go od parodii w stylu “Austina Powersa”. Tak grubą kreską jest zarysowany, że powiedzieć o nim “generyczny” to powiedzieć zdecydowanie za mało. Czy chciano w ten sposób przyciągnąć fanów kabaretu? Nie mam pojęcia, ale może właśnie ten trop podjęto.

Kolory zła: Czerwień 2024
Film bywa brutalny, ale z tej brutalności niewiele wynika (Netflix)

Na pewno widowisko nie sprawdza się jako opowieść o przemocy wobec kobiet, czym produkcja próbuje być. Niestety powierzchownie, nieciekawie, bez wyczucia. I o to mam do Panka zarzut większy niż jego dziwaczne podejście do prezentowania ekranowych złoli. Chociaż nieszczególnie mnie dziwi, bo ten temat jest tu raczej potraktowany jako “ważna” społecznie sprawa robiąca “fajne” tło dla zabijania na ekranie.

Kolejną bidulkę trafił szlag

Cała Polska nadaje się do zabijania. W “Żmijowisku” zabijano w warmińsko-mazurskich lasach; z kolei “Wataha” zabrała nas w moje rodzime Bieszczady; “Ślepnąc od świateł” okupowało głównie tonącą w narkotykach Warszawę; “Klangor” i “Odwilż” wywędrowały na północny zachód; na Podlasie XXI wieku zabrał nas “Kruk”; a “Kolory zła: Czerwień” to tak zwana trójmiejska trylogia, więc teraz mieszkańcy Gdyni, Gdańska i Sopotu mogą być ukontentowani. Nie są gorsi – u nich też jest o co się zabijać.

Na północy kraju dochodzi do makabrycznego morderstwa. Takiego fest makabrycznego, bo w grę wchodzą odcięte usta i klasycznie – nagie zwłoki młodej dziewczyny. Bohaterkę, w którą wcieliła się Zofia Jastrzębska, poznajemy w przydługich retrospekcjach, a właściwszym napisać, że akcja rozgrywa się na dwóch liniach czasowych – przed i po okrutnym morderstwie. Przy czym miałem to nieprzyjemne wrażenie, że zbyt szybko zbyt wiele się nam zdradza. Świadkiem na to moja żona, że przynajmniej połowicznie zagadkę zbrodni rozszyfrowałem nie później niż w 45-minucie filmu. I nie jestem aż tak bardzo z tego dumny, bo znakomity detektyw Colombo potrzebowałby około trzech kwadransów na całą zagadkę.

Kolory zła Netflix
Oto ta scena, którą w polskich serialach kryminalnych widzieliście przynajmniej kilka razy (Netflix)

W tle dzieje się źle. Dziewczyna z dobrego domu zadaje się ze szemranym typem traktującym ją jak przedmiot i obraca się w towarzystwie chłopaków w bomberkach strzygących się tak, żeby żadna wsza im nie zagroziła. Obraz ludzkiej zgnilizny dopełnia policjant na usługach lokalnego bandziora, zdrady małżeńskie, przemoc, seks, narkotyki, pewnie jakiś alkohol i tak dalej, i tym podobne, więcej grzechów nie pamiętam.

“Kolory zła: Czerwień” albo “Gliniarz i mamuśka: Kryminalne zagadki Trójmiasta”

W środku całej intrygi mamy Maję Ostaszewską, która sportretowała matkę ofiary. Jakub Gierszał wcielił się w prokuratora mocno zaangażowanego w rozwiązanie sprawy morderstwa. Bohaterzy zachowują się momentami nieludzko, czy wręcz idiotycznie. Ze szczególnym wskazaniem na ojca ofiary. Został tak słabo napisany, że gdyby go nie było, nie tylko byłoby to niezauważalne, ale wręcz wyszłoby to “Kolorom zła” na dobre. W niego wcielił się Andrzej Zieliński i chyba jest to jedna z jego najbardziej nieistotnych ról, przynajmniej z punktu widzenia widza. Dla mnie to strata talentu, ale żadna ujma dla aktora.

Przy okazji takich produkcji nie mam za złe aktorom, że grają, jak grają, bo tak krawiec kraje, jak materii staje, a tu jej nie było zbyt wiele. Kiedy nawet pojawiała się szansa w scenariuszu na jakiś błysk, ten moment kończy się, zanim na dobre się rozkręcił.

Kolory zła: Czerwień recenzja
Majo Ostaszewska na poważnie próbuje robić aktorską robotę w tym filmie, ale z gówna bata nie ukręcisz – jak to powiadają (Netflix)

I to nie jest wyłącznie wina materiału źródłowego czy scenariusza. Pierwsze “Kolory zła” to nie jakaś astronomiczna, ale jednak nieco techniczna porażka. Widowisko jest najwyżej poprawnie nakręcone, ale poległo totalnie na montażu. Ogląda się to jakby jedną ze serialowych adaptacji powieści Remigiusza Mroza przyciąć niemiłosiernie i zrobić z tego film. Ze złego zrobić gorsze? Da się! Wystarczy trochę wiary we własne nieumiejętności.

Jest trup, nie ma zabawy

“Kolory zła: Czerwień” to jeszcze jeden kryminalny bełkot o tym samym. W gruncie rzeczy nie ma nic złego w opowiadaniu o kolejnym morderstwie młodej dziewczyny, pod warunkiem że ma to powab. Tutaj mamy do czynienia z kotletem odgrzanym zbyt wiele razy na oleju starszym niż samo mięso.

W Polsce powstają dobre historie kryminalne, które trafiają tak na mały, jak i na duży ekran. Bez większego namysłu do głowy przychodzą mi takie tytuły jak “Rojst”, “Klangor”, “Furioza”, “Nielegalni” czy “Ślepnąc od świateł”. Niestety na każdą taką produkcję przypada kilka widowisk ledwie lub zupełnie nienadających się do oglądania – wszyskie adaptacje powieści wspomnianego Mroza, długa lista filmowych grzechów Patryka Vegi (czy jak on się tam dziś nazywa), “Żmijowisko” straconych szans, przehajpowane seriale “Odwilż” czy “Informacja zwrotna” oraz prawie wszystko, czym w ostatnich latach straszył nas TVN. Do tego drugiego, niechlubnego grona, dołączyła dziś adaptacja prozy Sobczak.

Kolory zła: Czerwień film
Jakub Gierszał miewał lepsze dni na planie (Netflix)

Lubię, kiedy jest gęsto, mrocznie i wulgarnie, a nawet niekoniecznie oryginalnie. Jakkolwiek film powinien mieć w sobie coś więcej niż kolejną byle jaką historyjkę kryminalną rodem z rokrocznie taśmowo wydawanych powieści usianych trupami i zagadkami. Tutaj dostaliśmy opowiastkę o zbrodni na tym samym poziomie, co niby-erotyczne “356 dni”. To kolejny polski hit Netflixa zmierzający w stronę pożal-się-boże-trylogii, niekoniecznie zachęcający do głębszego obcowania z naszą kinematografią. W dodatku trylogii, która ze względu na popularność pierwszej części pojawi się na ekranach więcej niż na pewno, chociażby widzowie i krytycy zwymiotowali widowisko. Liczby zrobiły swoje. Przez to trzecia część również jest więcej niż pewna.

To nieco irytujące, że na największym światowym serwisie strumieniującym, do masowej świadomości międzynarodowej widowni trafiają właśnie takie filmy, jak ten, nad którym się dziś znęcam czy potworki Barbary Białowąs i Tomasza Mandesa. Wierzcie lub nie, ale u nas się kręci poważnie dobre rzeczy. Jednak jakimś cudem najtrafniej w główny nurt trafiają pokraczne produkcje jak ta dziś recenzowana. Wielka szkoda.

1392a975 a85d 467c 94ba 49c22561d632
Filmowcy mieli gorszy dz.. dni w biurze (Netflix)

Mógłbym próbować znaleźć jakiś, jakikolwiek, chociażby jeden plus czy nawet malutki plusik w tym wszystkim, żeby polecić historię najbardziej zatwardziałym fanatykom wszystkiego, co kryminalne. Tylko po co? Skoro tacy kinomani ten wynalazek obejrzą tak czy inaczej. Niestety, tym razem znaczka z uśmiechniętą buźką i napisem “dobre, bo Polskie”, tutaj nie przykleję. Najwyżej mogę ometkować jako: “szkoda życia”. I małym drukiem dopisać coś w stylu: “Siedem” sobie przypomnijcie albo jakiegoś innego Finchera, czy cokolwiek, po czym nie pozostaje to nieprzyjemne uczucie straconego czasu i pewien niesmak.

Ocena filmu "Kolory zła: czerwień"
4/10

Werdykt

“Kolory zła: Czerwień” to jeszcze jeden kryminalny bełkot o tym samym. W gruncie rzeczy nie ma nic złego w opowiadaniu o kolejnym morderstwie młodej dziewczyny, pod warunkiem że ma to powab. Tutaj mamy do czynienia z kotletem odgrzanym zbyt wiele razy na oleju starszym niż samo mięso.

Bądź na bieżąco z najnowszymi wiadomościami – dołącz do nas w mediach społecznościowych!

Jeśli chcecie być na bieżąco, śledźcie nas na Threads, Facebooku, Twitterze, Linkedin, Reddicie i Instagramie. Zachęcamy również do subskrypcji naszego kanału RSS na Feedly lub Google News. W razie pytań lub sugestii piszcie do nas na [email protected]. Dołączcie do naszej społeczności i bądźcie zawsze na czasie z najnowszymi trendami i wydarzeniami! Nie zapomnijcie wpaść na nasz YouTube.

Zostaw komentarz